Coraz młodsi emeryci

Coraz młodsi emeryci

Dodano:   /  Zmieniono: 
ZDJĘCIE: FILIP KLIMASZEWSKI
Zamiast ciepłych kapci wolą wygodne adidasy, zamiast serialu – solidną porcję ruchu. Pokolenie seniorów też ogarnia moda na sport.

Znajomi mnie zaczepiają na ulicy i pytają: co ty się tak cieszysz? A ja mówię: bo fajnie jest! Na zumbę lecę! – mówi 63-letni Jerzy Dzwonkowski, kierowca z Warszawy. Kiedy stuknął mu szósty krzyżyk, postanowił wziąć się za siebie. Dziś sprawności może mu pozazdrościć niejeden 30-latek. Bo tańczenie w maratonie zumby przez trzy godziny to nie lada wyczyn.

ZUMBOWY DZIADEK

Jerzy Dzwonkowski jeszcze kilka lat temu dostawał ostrej zadyszki, kiedy musiał wejść po schodach albo podbiec sto metrów. – Najpierw postanowiłem zrzucić wagę. Nie żadne tam diety cud ani specyfiki z reklam. Po prostu zacząłem zdrowo się odżywiać. Zwracać uwagę na to, co i ile jem. Przez dwa lata schudł 33 kg. – I wtedy pomyślałem, że czas popracować nad kondycją – opowiada. Zapisał się na siłownię w klubie fitness. Ale monotonne ćwiczenia nie sprawiały mu frajdy i coraz częściej zaczynał zaglądać na salę, gdzie odbywały się zajęcia fitness. – Szczerze mówiąc, było mi trochę głupio. No, ale w końcu się przełamałem i poszedłem. Najpierw na pilates – mówi. Przez kolejne miesiące zaliczał różne zajęcia. Chodził na pilates, jogę, „zdrowy kręgosłup”.

Rok temu w ofercie klubu pojawiła się zumba. – Poszedłem raz i już wiedziałem, że tylko to i nic innego! W zumbie rusza się wszystko od czubka głowy po mały palec u nogi. No i ta energia, jaką daje taniec! Nawet sobie ukułem takie motto: jak mi energii przybywa, tak lat mi ubywa! – mówi. Ciągle powtarza, że dzień bez zumby to dzień stracony, i na zajęcia chodzi co najmniej pięć razy w tygodniu. Ostatnio dostał od pięcioletniego wnuczka koszulkę z napisem „Zumbowy dziadek”. – Dzięki zumbie mam siły, żeby aktywnie z nim spędzać czas. On jedzie na rowerze, a ja bez problemu nadążam za nim biegiem – mówi. Anna Chorzelska, emerytka z Warszawy, nie bardzo chce powiedzieć, ile ma lat. – Na zumbie chyba nikt nie wie. Pewnie myślą, że mam mniej, a nie chcę, żeby myśleli o mnie jak o babci – mówi, ale w końcu przyznaje: 62.

Na zumbę chodzi od roku. Te zajęcia pochłonęły ją bez reszty. – Najpierw się zapisałam na pilates. Dzielnica Bemowo zorganizowała takie bezpłatne zajęcia ruchowe dla chętnych. A ponieważ byłam już na emeryturze, dzieci odchowałam, to postanowiłam zrobić coś dla siebie. Nasza instruktorka pilatesu robiła wtedy kurs zumby. I któregoś razu postanowiła nam pokazać. Inni dyszeli i ociekali potem, a ja byłam w siódmym niebie! – opowiada Anna. Na drugi dzień zapisała się na zumbę. Tak jak Jerzy Dzwonkowski brała udział w zumbowych maratonach. – To trzy godziny ciągłego tańca. I dałam radę bez problemu – mówi.

Korzyści? – Przede wszystkim dobry nastrój. Nawet mąż zauważa, że ciągle mam dobry humor. No i schudłam sześć kilo – wylicza, ale zaraz zaznacza: – Chudnięcie nie jest w tym najważniejsze. Nawet gdyby od zumby się tyło, tobym nie zrezygnowała! Annę i jej rówieśników uwielbia Moez Saidi, instruktor zumby. – Jak patrzę na nich, to jestem naprawdę szczęśliwy. Ruszają się wspaniale, mają tyle energii, że udziela się to i mnie – mówi. Nie zgadza się, że zumba jest tylko dla młodych. Bo choć ma też grupę specjalnie dla seniorów (a także dla kobiet w ciąży), którzy z różnych powodów nie mogą zbyt energicznie skakać, to wielu z nich po jakimś czasie zaczyna chodzić na zajęcia dla wszystkich, gdzie ćwiczą na równi z 20-latkami.

ULTRAMARATONKA

Marek Tronina, prezes fundacji Maraton Warszawski, uważa, że wzrost liczby aktywnych seniorów to naturalny efekt ogólnej mody na ruch w Polsce. – Rośnie liczba biegających, więc rośnie też ich liczba w najstarszych grupach wiekowych – mówi. Statystyki Maratonu Warszawskiego wyraźnie pokazują ten trend: dwa lata temu w kategorii wiekowej 60-69 lat wystartowało 108 biegaczy i biegaczek, w ubiegłym roku – 177. Rośnie też liczba biegających 50-latków. Dwa lata temu było ich nieco ponad 400, ostatniej jesieni – blisko 800. To dobra prognoza na przyszłość. – Rzadko jest tak, że w usportowionym społeczeństwie aktywna jest jakaś grupa, zwłaszcza wiekowa, a inni są pasywni. Mamy teraz do czynienia z boomem na ruch, na bieganie, więc dzisiejsze aktywne 50-latki za dziesięć lat będą zapewne w większości aktywnymi emerytami. I bardzo dobrze – mówi Marek Tronina. Już teraz dla wielu osób uprawianie sportu na emeryturze stanowi sens życia. – Mamy ich tego pozbawiać, bo są „za starzy”? A kto o tym decyduje? – pyta Tronina.

Ewa Kasierska, poznanianka, kiedy jedzie w podróż, zabiera notes. Skrupulatnie w nim wpisuje wszystkie biegi, notuje, na które się zapisała, które są już opłacone. – Proszę zaznaczyć, że ja nie biegam maratonów. Ja je pokonuję – mówi ze śmiechem. Bo czas na mecie nie jest dla niej najważniejszy. – Jak widzę młodych, którzy denerwują się przed biegiem, bo chcą zrobić życiówkę, to im mówię, że to nie jest ważne. Że mają się cieszyć biegiem. A rekord, jeśli ma być, to i tak będzie – mówi. Ewa Katarzyna Kasierska „Femina” (prosi, żeby tak ją przedstawiać, bo w Polsce jest jeszcze jedna biegaczka o tym samym imieniu i nazwisku) ma 65 lat, a na koncie 119 maratonów i 16 ultramaratonów. Mniejszych biegów nie liczy, choć oczywiście wszystkie ma zapisane. Nim przeszła na emeryturę, jej pasją były długie wędrówki po górach. Na górskie eskapady wydawała całe oszczędności. – Kiedy w wieku 55 lat straciłam pracę i musiałam przejść na emeryturę, automatycznie zaczęłam mniej zarabiać. Nie było mnie stać na takie wyjazdy. Kolega podpowiedział mi wtedy: Ewa, jesteś wytrzymała, spróbuj biegania – wspomina. I spróbowała. Na początek... półmaraton. Potem poszło lawinowo.

Jej najdłuższy bieg to ultramaraton Transjura. – 164 km – mówi. Najdumniejsza jest z ukończenia dziesięciomaratonu bydgoskiego (dziesięć maratonów w ciągu roku). Femina startuje w barwach lublinieckiego Wojskowego Klubu Biegacza „Meta”. Krzysztof Szwed, rzecznik klubu, chwali się, że biegaczy seniorów, takich 60+, mają w swoich szeregach dziewięciu. – Najstarsi to aktor Jacek Domański, rocznik 1941, Florian Ulfik, ratownik wodny, narciarz, kolarz, rocznik 1948, no i pani Ewa, rocznik 1948 – wylicza. – Pani Ewa jest u nas w klubie od 2011 r., bo zafascynował ją Maraton Komandosa i inne nasze wojskowe imprezy. Właśnie na takich pozytywnie zakręconych ludziach nam zależy. Dla Ewy Kasierskiej bieganie to także sposób na zwiedzanie Polski i świata. Kiedy ostatnio przyjechała do Warszawy na Bieg Chomiczówki, odwiedziła Muzeum Powstania Warszawskiego i Muzeum Fryderyka Chopina. Dzięki bieganiu ma znajomych chyba w każdym mieście. Największe marzenie? – Maraton w Nowym Jorku. Może jeszcze tam pojadę i pobiegnę, przez całą trasę płacząc ze szczęścia – mówi.

ZDROWIE I ROZSĄDEK

Według danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych na 1000 pracujących przypada obecnie 270 emerytów. W 2060 r. będzie ich nawet 670. I choć demografowie biją na alarm, to zainteresowanie seniorów sportem może tylko cieszyć – bo choć to truizm, wysportowany 60-latek to także zdrowszy 60-latek. Kiedy dwa lata temu Główny Urząd Statystyczny publikował raport o stanie zdrowia Polaków, wyraźna była ważna tendencja: subiektywna ocena stanu zdrowia poprawiła się o 5 proc. Największa poprawa w tej kwestii nastąpiła w grupie wiekowej 40-60 lat.

Ograniczeniem w uprawianiu sportu, jak podkreśla Marek Tronina, nie powinien być wiek, ale samopoczucie i zdrowy rozsądek. Bo niezależnie od wieku nie można po latach nicnierobienia wstać z fotela i przez trzy godziny tańczyć zumby czy przebiec 42 km. Na początek wystarczy chociażby spacer. A Anna Chorzelska, szykując się na kolejne zajęcia zumby, podkreśla, że nic nie może być na siłę: – Trzeba znaleźć taką aktywność, która będzie sprawiała frajdę. Żeby nie mówić z rezygnacją, że muszę iść dziś poćwiczyć, tylko nie móc się tego doczekać. ■

Tekst ukazał się w numerze 6 /2014 tygodnika „Wprost”.

Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" będzie   także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a