Łepkowska: Przestaję robić seriale

Łepkowska: Przestaję robić seriale

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zdjęcie ilustracyjne z tygodnika, Tomasz Adamowicz/Forum
– Show-biznes mnie troszkę rozczarował. W dupie mam, co o mnie powiedzą, jestem za stara, żeby kokietować – mówi w rozmowie z "Wprost" Ilona Łepkowska, nazywana królową polskich seriali.
Izabela Smolińska: Podobno Ilona Łepkowska porzuca seriale. Znowu. Ile razy można?

Ilona Łepkowska: Tym razem odchodzę z posady producenta "Barw szczęścia" definitywnie, choć to nie jest łatwe. Próbowano mnie zatrzymać, bo odejście współproducenta i głównego pomysłodawcy fabuły to zawsze dla serialu ryzyko.

Czemu teraz?

To przyszło z zewnątrz. Szykowałam się do atrakcyjnego urlopu, kiedy nagle okazało się, że przez potworny ból nie mogę się ruszyć. Nawalił kręgosłup. Miesiąc nie wstawałam z łóżka, ale mimo to musiałam sprawdzać materiały literackie i zatwierdzać odcinki serialu przed montażem na silnych lekach przeciwbólowych. Miałam też sen, w którym jakaś serialowa postać pomieszała mi się z prawdziwymi ludźmi i wydarzeniami. Wtedy powiedziałam sobie: „Łepkowska, zaczyna odbijać ci szajba, czas z tym kończyć!”. Po prostu mam dość. Każdy normalny człowiek ma czasem prawo, żeby zachorować, odpocząć.

Rozczarowała się pani światem showbiznesu?

Troszkę tak, chociaż ciągle jedną nogą w nim jestem. Widzę jednak, że nasze życie celebryckie to coraz bardziej totalny plastik. W programach śniadaniowych najpierw jest przepis na krupnik, potem materiał o zakonnicy, która gwałciła dzieci, potem ewentualnie coś o nowym trendzie w malowaniu paznokci i o jakimś nowym zjawisku w kulturze. A między tymi materiałami jeszcze pani, która przychodzi do studia i opowiada, jak to była wieczorem na bankiecie i zadawała gwiazdom pytanie, czy pamiętają swoją maturę. O uroczystości rozdania poważnych nagród filmowych pisze się w kontekście tego, jaką sukienkę miała na gali Joanna Kulig.

Pani za to też odpowiada, bo pani te gwiazdy promowała.

Okej, biorę część winy na siebie. Myślę, że rzeczywiście, bezwiednie się do tego przyczyniłam.

A pani tym plastikiem nie przesiąkła? Nie było pokusy?

Na szczęście zawsze, kiedy zaczynałam podnosić głowę, moje otoczenie ściągało mnie na ziemię. Jeszcze w PRL, kiedy zrobiłam komedię „Och Karol”, a przed kasami kin ustawiały się długie kolejki, tata uważał, że zajmuję się czymś niepoważnym. Do końca życia miał zresztą takie wrażenie. Był naukowcem, siostra została nauczycielką, brat adwokatem, a ja? Robię w jakiejś mało ambitnej rozrywce. Mama pod koniec życia reagowała niby inaczej, czytała na przykład wywiady ze mną, ale przesadnej ekscytacji moimi dokonaniami też nie przejawiała. Więc rodzina mnie stawiała zawsze do pionu.

A mąż?

W ogóle nie ogląda moich seriali, nie kojarzy nawet zbyt dobrze ich tytułów.

Bo jest politykiem, znanym działaczem opozycji demokratycznej w PRL. W dodatku prawicowym.

Kiedyś pisali o mnie, że jestem grubą, wstrętną ropuchą. Po tym, jak się związałam ze Sławkiem (Czesławem Bieleckim – red.) piszą, że jestem grubą, wstrętną, żydowską i PiS-owską ropuchą.

Czyli czyta pani komentarze w Internecie na swój temat.

Był taki okres, kiedy na forach czytałam niesłychanie inteligentne i zabawne wpisy. W tej chwili tylko to, że ktoś jest gruby, chudy albo źle ubrany. Po materiale, w którym pokazywane były domy gwiazd, ktoś napisał, że na wieżyczce domu Sławka, w którym mieszkam, powinna być flaga z gwiazdą Dawida. Wtedy pomyślałam, że przejmowanie się ludźmi, którzy piszą takie rzeczy, jest poniżej mojej godności. 
Cały wywiad w najnowszym numerze „Wprost”

Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" będzie   także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.