Śmigłowiec dla Francji, u nas awantura o przemysł

Śmigłowiec dla Francji, u nas awantura o przemysł

Dodano:   /  Zmieniono: 
Francuski śmigłowiec EC725 Caracal mieści 28 żołnierzy i osiąga prędkość 324 km/h (fot. Piotr Bławicki/East News)
Spekulacje, że to Francuzi wygrają przetarg na dostawę wielozadaniowych śmigłowców dla wojska, już się potwierdziły. Rząd musi bronić tej decyzji przed ciężkim zarzutem niszczenia polskiego przemysłu. Może mieć z tym problem, bo za takim rozstrzygnięciem stoją nie tylko argumenty ekonomiczne.
Ministerstwo Obrony Narodowej wybrało do testów caracala, maszynę produkowaną przez Airbus Helicopters. Pozostałe koncerny usłyszały, że ich oferty nie spełniają warunków przetargu. W zakładach lotniczych w Mielcu i Świdniku się zagotowało. PZL Mielec należy do Sikorsky Aircraft. Ten amerykański koncern oferował swoje blackhawki. Włoski AgustaWestland, który zainwestował w PZL Świdnik – maszyny AW149.

(...)

Co zrobi PZL Mielec? Wiadomo tylko, że Sikorsky już się zastanawia, czy podejmować kroki prawne. Ale należy się spodziewać, że reakcji nie będzie. Bo Sikorsky nie ma zwyczaju się odwoływać. Amerykańskie firmy zbrojeniowe patrzą szerzej. Wychodzą z założenia, że nie warto bić się o jeden kawałek tortu i psuć sobie relacje na przyszłość. Sytuacja sprzyja MON z wielu innych powodów. Choćby dlatego że ten przetarg nie podlega procedurze zamówień publicznych. I nie można po prostu złożyć odwołania. Co można? Na przykład wydelegować do testów obserwatora, który będzie pilnował, czy podawane w ofercie osiągi śmigłowca zgadzają się z wynikami w powietrzu. Jeżeli się okaże, że były podkręcone, to teoretycznie można zawalczyć o unieważnienie przetargu.

Ministerstwo Obrony Narodowej broni swojej decyzji. Odrzuca związkowe podejrzenia, że przetarg jest ustawiony, i zapewnia, że oferta Airbusa pozwoli stworzyć nowe miejsca pracy w regionie łódzkim, które ma problemy z bezrobociem. Ale takie oświadczenia niczego nie załatwiają.

Spór o przetarg dopiero się rozpoczyna. W piątek do ministra Siemoniaka przyjechała delegacja związkowców ze Świdnika i z Mielca. Trudno się spodziewać, żeby zostali przekonani do rządowych, politycznych racji. Tym bardziej że jechali do Warszawy z twardym nastawieniem. – Chcemy się dowiedzieć, czy to jest ten sam przetarg? Kto i na jakiej podstawie zmienił jego warunki – mówi Roman Jakim z Solidarności, szef sekcji przemysłu lotniczego.

Bo związkowcy są przekonani, że w trakcie prac komisji przetargowej dochodziło do zmiany warunków. Koronnym dla nich argumentem jest decyzja, żeby przetarg ograniczyć. Pierwotnie MON miało kupić 70 dużych śmigłowców. Ostatecznie zamawia 50 takich maszyn.

Do ostatniej chwili oferenci liczyli, że MON podzieli jednak ten kontrakt. Według amerykańskich źródeł w Waszyngtonie Sikorsky nie był na początku zainteresowany przetargiem, bo było jasne, że blackhawki są za małe wobec polskich oczekiwań. Rządowi zależało jednak na Amerykanach – z powodów wizerunkowych, żeby przetarg wyglądał poważnie. W tej sprawie odbyły się nawet bezpośrednie rozmowy z szefem koncernu Mickiem Mauerem. Minister Siemoniak miał mu sugerować, że Amerykanie coś dostaną. Liczyli zatem na 20 maszyn, np. sanitarnych, choć na przeszkodzie stała tu treść przetargu.

Ostatecznie skończyło się na Francuzach, którzy zgarnęli całą pulę.

Dzięki temu kupiliśmy sobie zapewne przychylność potężnej europejskiej stolicy. Pytanie tylko, czy ta karta będzie równoważyć wewnętrzny niepokój w polskich fabrykach oraz jak rząd wytłumaczy, że wciąż mówi o konieczności wspierania polskiego przemysłu w ramach zakupu broni, a ostatecznie kupuje broń produkowaną w całości za granicą.

Więcej na ten temat przeczytasz w najnowszym "Wprost", dostępnym w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl, a od poniedziałku w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay