Kapłani na haju, czyli starożytny odlot

Kapłani na haju, czyli starożytny odlot

Dodano:   /  Zmieniono: 5
Egipski bóg Thot z "narzędziami do palenia" (fot. domena publiczna)
Beatlesi śpiewali o Lucy słaniającej się po niebie i diamentach oraz oddawali hołd LSD, Kurt Cobain o kokainowej dziewczynie, a Amy o jej nieudanym odwyku. Ale to przykłady z ostatnich kilku dekad, tymczasem człowiek od zarania dziejów poszukiwał nowych doświadczeń, wizji, halucynacji. Pobudzał zmysły, tracił świadomość lub też zyskiwał inną, wariował. Niektórzy zwali to magią, rytuałem, a nawet uzdrowieniem. Dziś najczęściej – uzależnieniem.

Historia używania substancji psychoaktywnych sięga górnego paleolitu i neolitu. Nasi praprzodkowie mieli korzystać z nich podczas rytuałów pogrzebowych. Archeolodzy twierdzą, że służyły do komunikacji ze światem umarłych poprzez wejście w głęboki trans i zmianę świadomości. Dowody? Choćby ślady psychoaktywnych alkaloidów znalezione w prehistorycznych szczątkach.

Archeolog Elisa Guerra-Doce z Uniwersytetu w Valladolid, autorka artykułu z "Journal of Archaeological Method and Theory", wspomina o odkryciu śladów maku lekarskiego pomiędzy zębami dorosłego mężczyzny z Hiszpanii pochowanego około IV tysiąclecia przed naszą erą. I tak oto ujawnia się pierwsza narkotykowa gwiazda w historii świata - Papaver somniferum. Czyli po prostu mak.

Nektar bogów i władców

Podążając "narkotyczną historią dziejów" natrafiamy na tablice klinowe Sumerów sprzed około 6 tysięcy lat znalezione na terenie dzisiejszego Iraku. Opisują one nic innego jak opium - wysuszony sok mleczny z niedojrzałych makówek. Substancja ta zawiera około 20 alkaloidów, w tym pochodne fenantrenu, takie jak morfina i kodeina, oraz pochodna izochinoliny – rozluźniająca i zwiotczająca papaweryna, wywołująca w większych dawkach euforię.

Mak lekarski zwany był przez Sumerów hul gil, co oznacza roślinę radości. Popularność opium nad Tygrysem i Eufratem była naprawdę spora. Asyryjczycy, jak i Babilończycy, wysławiali boginię Nisabę – symbolizowana przez kobietę, której z ramion wyrastały makówki. Można by było twierdzić, że autor płaskorzeźby miał na myśli coś innego, gdyby nie tłumaczenia hymnu odnalezionego na tablicach klinowych:

"Pani malowana niczym gwiazdy na niebie, trzymająca tablicę lapis-lazuli! Nisabo, (…), dzika owco odżywiana dobrym mlekiem pomiędzy świętymi alkalicznymi roślinami(…)"

Opium powędrowało dalej – zawitało na Zachodzie, z którym ówczesna Mezopotamia stworzyła rewelacyjne kontakty handlowe.

Zachwycony jego niebywałym działaniem sam Aleksander Wielki w 330 roku p.n.e. przedstawił Persom ten płynny narkotyk, zaś egipski papirus Ebersa wspomina o opium pod nazwą sater-seref już ok. 1500r. p.n.e. Potwierdzają to dalsze znaleziska – maść morfinowa będąca składnikiem opium w grobowcu faraonów z XVIII dynastii i wisiorki z wykopalisk w Biban-el-Molouk z podobiznami makówek.

W antycznej Grecji używano opium w celach leczniczych, o których po raz pierwszy wspomniał ojciec medycyny, Hipokrates z wyspy Kos, a także podczas fumigacji świątynnych i wyroczni, gdzie przyjmowano je jako środek odurzający podczas misteriów. Wzmianki o soku makowym można także znaleźć w homerowskiej Odysei, gdzie Helena dodaje do wina nepenthes, które wywodzi się od greckiego słowa nepenthos (nē -‘nie’; pénthos – ‘troska;ból;żałoba’). Opium miało być więc lekiem, który pozwala zapomnieć o bólu i wszelakich zmartwieniach.

Zielona konkurencja

Zaczęło się od tkania, zakończyło na wdychaniu. Mowa oczywiście o popularnej konopi indyjskiej – Cannabis sativa. Najstarsze wzmianki pochodzą z Chin około 4000 lat przed naszą erą. Nazywali ją ta-ma, co można przetłumaczyć jako wielkie włókno, a również jako wielkie szaleństwo. I tak oto stała się cennym, uniwersalnym surowcem do wyrobu ubrań czy sieci oraz środkiem odurzającym stosowanym przez wiele tysięcy lat, wykorzystywanym przy uroczystościach pogrzebowych, czy też jako znieczulenie podczas operacji. Tradycja wdychania konopnego dymu bardzo szybko dotarła do Asyrii, Egiptu oraz Indii. Grecki historyk Herodot opisuje w swoim dziele stosowanie tego ziela przez Scytów w V wieku p.n.e.:

"Po pogrzebie oczyszczają się Scytowie w następujący sposób (...) W kraju ich rosną konopie, bardzo podobne do lnu (...) Tych konopi nasienie biorą Scytowie i wchodzą pod filcowe namioty; potem rzucają ziarna na rozżarzone kamienie: rzucane zaczynają dymić i wytwarzają taką parę, że żadna helleńska łaźnia parowa nie mogłaby jej przewyższyć. A Scytowie ryczą z zadowolenia w tej parze; to zastępuje im kąpiel, bo w ogóle nie myją ciała wodą".

Wspominając o konopiach indyjskich należy pamiętać, że oprócz źródeł haszyszu i marihuany, roślina ta była perełką w rozwoju cywilizacji – nie tylko w celach mistycznych, rytualnych, medycznych. Przez długi czas była jedynym surowcem do wyrobu lin, co wiąże się także z rozwojem żeglarstwa.

Kolorowe „kwiatki” - starożytny „Mocarz”

Jednak zdumiewający jest fakt, że nasi przodkowie już dawniej odkryli coś znacznie mocniejszego i niebezpiecznego niż opium czy haszysz – wielką „trójcę” roślin psychoaktywnych z rodziny Psiankowatych (Solanaceae).

Bieluń dziędzierzawa, Lulek czarny oraz Pokrzyk wilcza jagoda są źródłem halucynogennej hioscyjaminy, inaczej L-atropiny. Jest to silny alkaloid tropanowy, który działa porażająco na obwodowy układ nerwowy oraz powoduje początkowo pobudzenie psychoruchowe, realistyczne omamy wzrokowe i słuchowe, stany delirium, a ostatecznie śpiączkę.

Związek ten był wykorzystywany niemal tylko w rytuałach, silnie toksyczny, w większych dawkach zawsze śmiertelny. Niektóre źródła podają, że był używany w mniejszych ilościach jako substancja pobudzająca, wykorzystywana przez greckich sportowców. Według archeologów bardzo często był mieszany z alkoholem, co dawało zdwojone, a nawet potrojone efekty uboczne. Najstarsze znane dowody użytkowania roślin psychoaktywnych to naczynia zawierające ślady hioscyjaminy pochodzące z IV tysiąclecia p.n.e. ze stanowiska Pedra Cavada w północno-zachodniej Hiszpanii.

Według przypuszczeń kapłanka Pytia, pełniąca rolę Wyroczni w świątyni Apolla w Delfach, żuła liście bielunia, po czym wpadała w niewyobrażalny trans, a kapłani układali z jej natłoku niewyraźnych słów odpowiedzi i przepowiednie. Bardzo możliwe, że wrzucali resztki rośliny do kadzideł, aby wytworzyć oszałamiający dym niosący się na całą świątynię.

Narkotykowa ekspansja

Azja opanowana przez konopie, Europa i Bliski Wschód raczące się makiem oraz lokalne mocniejsze „libacje” z wykorzystaniem roślin psychoaktywnych - najczęściej w świątyniach. Nie można pominąć Ameryki Południowej, gdzie peruwiańscy Indianie odkryli pobudzające działanie liści koki, pierwsze źródło jeszcze niewyekstrahowanej chemicznie, kokainy. Używali jej nie tylko w celach obrzędowych, ale także podczas dalekich, pieszych wypraw.