Zamordysta idzie po władzę w PO

Zamordysta idzie po władzę w PO

Dodano:   /  Zmieniono: 
Grzegorz Schetyna (FOT DAMIAN BURZYKOWSKI / NEWSPIX.PL) Źródło:Newspix.pl
Gdy Grzegorz Schetyna uśmiecha się, pokazując białe, wyremontowane za duże pieniądze zęby, wielu działaczom PO ten uśmiech wydaje się krwiożerczy.

Schetyna, były lider Platformy Obywatelskiej na Dolnym Śląsku, były sekretarz generalny tej partii, a przed aferą hazardową wszechmocny wicepremier i szef MSWiA, ruszył jak czołg po władzę w partii. Niby na pierwszej linii są zbuntowani baronowie, którzy zdobyli klub parlamentarny dla Sławomira Neumanna, a później obsadzili Komisję Wyborczą i prezydium klubu. Ale nikt nie ma wątpliwości, że to Schetyna pociąga za sznurki, a jego celem są zimowe wybory na szefa partii.

Sześć lat upokorzeń

Dolnośląski polityk, który za sprawą decyzji Ewy Kopacz musiał w tym roku walczyć o mandat poselski w Kielcach, czekał sześć lat, żeby sięgnąć po władzę w partii. Były to lata marginalizowania i upokorzeń, które serwował mu Donald Tusk.

To w okresie tej smuty Schetyna powiedział sobie podobno: „Nieważne, czy Platforma będzie miała 20, 15, 10 czy 5 proc. poparcia. Byle była moja”. Być może właśnie ta myśl pozwoliła mu przeżyć okresy, kiedy wydawało się, że Tusk lada moment wdepcze go w ziemię. Pierwszym celem do realizacji jest dla Schetyny odbicie Dolnego Śląska, który stracił na rzecz Jacka Protasiewicza, byłego eurodeputowanego. Przy okazji walki o region Grzegorz Schetyna pokazał, na co go stać. Kiedy stracił stanowisko, podczas słynnego zjazdu wojewódzkiego w Karpaczu jesienią 2013 r. miał krzyczeć do tych, którzy na niego nie głosowali: „Zabiję cię!”, albo „Będziesz w d…”. Teraz Schetyna zaczął kontratak. Na początek zamierza zmienić układ sił w zarządzie marszałkowskim. Jerzy Michalak, członek zarządu województwa dolnośląskiego z Platformy Obywatelskiej, już poinformował, że chce, by zarząd województwa złożył wniosek do sejmiku o swoje odwołanie. – Ludzie od Schetyny robią objazd po dolnośląskich radnych i przekonują ich, żeby wywrócić sejmik i dogadać się z partią Kaczyńskiego – przekonuje partyjny przeciwnik Schetyny. Obecny sejmik to efekt porozumienia Protasiewicza z prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem, czemu Schetyna był przeciwny. Wywrócenie tego układu oznacza osłabienie Protasiewicza i otwarcie drogi do ponownego przejęcia regionu przez Schetynę. Ale dla wielu regionalnych działaczy to ponura wizja. Stanisław Huskowski, były prezydent Wrocławia, a obecnie legnicki poseł, mówi „Wprost”, że ludzie na Dolnym Śląsku wraz z przegraną Grzegorza Schetyny w walce o fotel szefa regionu poczuli powiew wolności. – Działacze odczuli taką ulgę, jakby wyszli z niewoli egipskiej – przyznaje Huskowski. I nie kryje, że obawia się przejęcia Platformy Obywatelskiej przez Schetynę. – Nie tylko za pomocą karbowego da się rządzić – stwierdza.

„No mercy"

W czasach, kiedy Grzegorz Schetyna był sekretarzem generalnym Platformy Obywatelskiej, miał przydomek „zniszczę cię”. Dzisiaj zmienił go na „no mercy”, bez litości. – Zawsze miał mentalność lwowskiego ulicznika, potrafił podejść do kogoś z tyłu i uderzyć go w potylicę albo pstryknąć w ucho – opowiada polityk PO. – Niektórzy zwyczajnie się go bali, inni czuli się upokorzeni takim zachowaniem. Andrzej Łoś, który był marszałkiem województwa dolnośląskiego dzięki Grzegorzowi i dzięki niemu stracił stanowisko, drżał przed Schetyną, bo ten na spotkaniach chodził wokół niego i poklepywał go po głowie, pokazując swoją władzę. – A przecież Łoś jest profesorem. To wyglądało kuriozalnie – opowiada dolnośląski polityk. I dodaje, że aby Grzegorz Schetyna czuł respekt przed innym politykiem, ten musiał otwarcie mu się przeciwstawić. Kiedyś podobno postawił mu się Sławomir Nitras, dziś stronnik Ewy Kopacz.

– W 2009 r. na kongresie EPP Schetyna złapał Nitrasa za ucho, a ten silnie go odepchnął i w rezultacie Grzesiek przeleciał przez fotel. To była jedyna osoba, która mu się odwinęła – opowiada jeden z naszych rozmówców z Platformy. Jednak sam Sławomir Nitras nie przypomina sobie takiej sytuacji. Były wicepremier lubi ostre słowa. Kiedy był szefem regionu, wielu działaczy usłyszało z jego ust, że jak się nie podoba, to mogą wyp….lać albo „będziesz w d…” – Tego ostatniego zwrotu używa najczęściej – opowiada nasz rozmówca. I przywołuje scenę z czasów, gdy Janusz Palikot był jeszcze członkiem PO. Jeden ze współpracowników spytał Grzegorza Schetynę, gdzie jest lubelski polityk, a w odpowiedzi usłyszał: – Jest tam, gdzie jego miejsce. – Czyli gdzie – dopytywał kolega. Na co Schetyna porwał się z fotela i krzyknął – W d… Faktem jest, że Schetyna mógł czuć głęboką niechęć do Palikota, który w jednym z wywiadów w 2010 r. powiedział, że Schetyna musi poczuć na twarzy krew i spermę, inaczej nie będzie prawdziwym przywódcą.

Nieudane polowania

Frakcja antyschetynowców w PO dwoi się i troi, żeby zablokować jego dążenie do przejęcia partii. Uważany za jednego z największych partyjnych wrogów Schetyny Cezary Grabarczyk niechętnie wypowiada się na jego temat: – Oczywiście, że będę wspierał Siemoniaka. Znam Grzegorza od lat. Nie dam się nabrać – rzuca na korytarzu sejmowym Grabarczyk. Kiedy dopytujemy, na co polityk nie da się nabrać, puszcza tylko ironicznie oko. A druga strona nie przebiera w środkach, o czym świadczy komentarz na Twitterze byłego radnego, stronnika Grzegorza Schetyny – Łukasza Wyszkowskiego. Po konferencji Tomasza Siemoniaka, na której ogłaszał on swoją decyzję o kandydowaniu na szefa Platformy, a towarzyszyli mu: Rafał Trzaskowski, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Joanna Mucha i Małgorzata Kidawa-Błońska, Wyszkowski napisał na Twitterze: „Dwa podstawione cielaki i trzy chciwe baby z Radomia to nie wyzwanie i nie cyrk, to obciach. Czas na podmiotowość”. Choć komentarz nie zawierał nazwisk, to i tak stronnicy Siemoniaka byli oburzeni tym tweetem. Huskowski z kolei kpi z faktu, że Grzegorz Schetyna do wewnętrznych wyborów idzie z hasłem kierownictwa zbiorowego i wzajemnego szacunku.

– Przecież rady regionu na Dolnym Śląsku trwały raptem pół godziny. Działacze często trzy razy dłużej jechali na zebranie, tylko po to by wysłuchać jedynie słusznych dyspozycji – mówi legnicki poseł. Antoni Mężydło zna wszystkie historie o Schetynie, które część posłów PO wręcz przerażają. Mimo to uważa, że tylko były wicepremier nadaje się, żeby przejąć ster rządów w największej partii opozycyjnej. – Trochę się boję jego brutalności, choć sam nie miałem z nim żadnych złych doświadczeń, ale uważam, że Platformie potrzebny jest zdecydowany przywódca, Schetyna jest zaś zdecydowany i jest świetnym organizatorem, który potrafi poszerzać swoje środowisko – mówi Mężydło. – Tego dzisiaj najbardziej potrzeba Platformie.

Faktem jest, że gdy Schetyna był sekretarzem generalnym, partia działała jak w zegarku. Podobnie gdy został szefem klubu parlamentarnego PO. – Zarządzał nim perfekcyjnie, organizował rozmaite akcje, każdy wiedział, co ma robić – wylicza Mężydło. – To był najlepszy szef klubu, jakiego mieliśmy. Oprócz zdolności organizacyjnych Schetyna z całą pewnością jest też zręcznym graczem politycznym. To z jego otoczenia wychodzą sygnały, że PO pod kierownictwem Schetyny będzie merytoryczną opozycją i może nawet nastąpi drobne zbliżenie z PiS. Z drugiej strony politycy Prawa i Sprawiedliwości chętnie podkreślają, że Schetyna był jedynym marszałkiem Sejmu z PO, który dobrze traktował opozycję. – To jest wielka ściema – śmieje się Piskorski. – Schetyna będzie propisowski, dopóki nie zdobędzie władzy. – Dzień później stanie się krwawym pisożercą, bo tylko w ten sposób partia może budować swoją tożsamość w opozycji.

Tekst ukazał się w 48/2015 numerze tygodnika "Wprost".

"Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchaniaoraz na  AppleStore GooglePlay.