Agresja w polskich szkołach. „Działania podejmujemy dopiero, jak dojdzie do tragedii”

Agresja w polskich szkołach. „Działania podejmujemy dopiero, jak dojdzie do tragedii”

Przemoc w szkole, zdj. ilustracyjne
Przemoc w szkole, zdj. ilustracyjne Źródło: Fotolia / Rido
Systemowe działania zapobiegające agresji i przemocy w szkole nie istnieją. Szkoła nie ma narzędzi, umiejętności a czasem chęci. Najczęściej po prostu nie może nic zrobić, bo jeśli współpraca z rodzicem agresywnego dziecka z różnych powodów nie działa, pozostaje czekać, aż dojdzie do tragedii, wtedy sprawą zajmą się służby.

Maj, początek miesiąca. Emil B. przychodzi do szkoły po tygodniowej nieobecności. Na korytarzu wszczyna awanturę, czepia się starszego o rok Kuby, na którego, jak się później okazało, uwziął się już dawno. Wyjmuje nóż i zadaje pierwsze ciosy. Ranny chłopak próbuje uciekać, ale napastnik dopada go w sali od fizyki. Dźga na oślep ostrzem, szerokim jak dłoń – w głowę, szyję, klatkę piersiową. Chłopak umiera. Na drzwiach szkoły wciąż wisi naklejka z hasłem „Szkoła bez przemocy”.

– Zawsze lubił się bić, raz nawet popchnął nauczyciela. Brał narkotyki, przynosił do szkoły nóż, a koleżankom groził śmiercią – tak o Emilu B. 15 letnim uczniu szkoły Podstawowej nr 195 im. Króla Maciusia I w Wawrze opowiadają koledzy. O tym że Emil nękał Kubę wiedzieli wszyscy, podobno poszło o pieniądze. Zresztą wszyscy wiedzieli też że Emil ćpa, stosuje przemoc, nęka, szykanuje, i grozi rówieśnikom. Nauczyciele i dyrektorka wielokrotnie dostawali sygnały, ale szkoła nie reagowała, dawała mu kolejne szanse. Tak przynajmniej widzą to wstrząśnięci rówieśnicy. W tym samym czasie, gdy na korytarzu odgrywa się horror, w gabinecie dyrektorki jest mama ofiary. Błaga dyrekcję o reakcję, boi się, że w szkole jej syn nie jest bezpieczny.

***

Maj, koniec miesiąca. 18 letni Marek N. wchodzi do Szkoły Podstawowej nr. 1 w Brześciu Kujawskim, choć nie jest jej uczniem. Ubrany na czarno, na głowie ma kominiarkę. W rękach trzyma rewolwer i telefon. Z plecaka wystaje maczeta i pałka. Nagle huk – Marek N. odpalił petardy i domowej roboty ładunki wybuchowe. Wycelował broń czarnoprochową (produkowaną w XIX w.) w stronę woźnej, wystrzelił. 11 letnia uczennica została ciężko ranna ładunkiem wybuchowym. Z ciała dziewczyny lekarze wyjęli dwie kule, które utkwiły w biodrze, trzecia musnęła obojczyk. Dziewczynka przeżyła, choć jeszcze nie wiadomo, czy kula nie uszkodziła kręgosłupa. – Dziękuję sprawcy, że nie zabił nam córki. Bo jakby ona zginęła chyba byśmy z żoną zakończyli swoje życie – wyznaje dziennikarzom ojciec dziewczynki. Gdy uzbrojony Marek N. szaleje po korytarzu, woźny Krzysztof G. nie zwleka. Zasadza się, powala go na ziemię, obezwładnia. Służy w Ochotniczej Straży Pożarnej, dlatego wie, jak działać. Napastnik nie stawiał oporu, chyba się bał.

– On jest chory i potrzebuje pomocy. Nie wiem, ile miał prób samobójczych, ale w szpitalu psychiatrycznym był osiem razy – opowiada przyjaciółka Marka N. Wiedziała, że interesuje się pirotechniką i bronią. Wszyscy wiedzieli. Rok wcześniej w skateparku przed szkołą także zaatakował rówieśników. Gonił dziewczyny trzymając dwa noże w rękach. Wtedy tragedii zapobiegła policja, i choć funkcjonariusze kilkakrotnie wzywali, go do porzucenia broni, chłopak nie reagował. Dopiero gdy policjant przeładował broń, poddał się.

***

– Doigraliśmy się – kwituje Lucyna Kicińska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Od wielu lat specjaliści biją na alarm i przestrzegają, że agresja wśród młodzieży wzrasta w zastraszającym tempie. I że trzeba działać, bo w końcu dojdzie do tragedii. – Wcale mnie nie dziwi, że w końcu dziecko podniosło nóż na inne dziecko. Zaniechanie działań i brak reakcji dorosłych na agresję rówieśniczą skutkuje i będzie skutkowało eskalacją przemocy – tłumaczy. Jej zdaniem to wcale nie jest tak, jak utarło się myśleć, że w dzisiejszych czasach młodzież jest szczególnie zdeprawowana i agresywna. – To my, dorośli – rodzice, nauczyciele, dajemy na to przyzwolenie. Żaden nastolatek z dnia na dzień nie chwyta za nóż czy pistolet i nie staje się zabójcą. Agresja to proces. Można ją zdusić już w zarodku, ale trzeba reagować dużo wcześniej – wtedy, gdy pięciolatek opluje kolegę, dziesięciolatek kopnie koleżankę, a dwunastolatek będzie kogoś obrażał, zastraszał – tłumaczy. Agresja rodzi się wtedy, gdy są jakieś deficyty i człowiek musi zaspokoić poczucie próżni. – Jeśli nikt dzieci nie nauczy, jak inaczej radzić sobie z trudnymi emocjami i nie postawi im wyraźnych granic nie do przekroczenia, agresja będzie narastać i przyjmować coraz bardziej radykalne działania – Kicińska nie ma złudzeń, że do takich tragedii jak w Wawrze czy Brześciu dojdzie znowu.

Artykuł został opublikowany w 24/2019 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.