66-latek doznał udaru, lekarz nie mógł znaleźć opieki. Rodzina twierdzi, że działał „opieszale”

66-latek doznał udaru, lekarz nie mógł znaleźć opieki. Rodzina twierdzi, że działał „opieszale”

Pacjent
Pacjent Źródło: Pixabay / pixel2013
Pacjent dostał udaru w szpitalu. Długo oczekiwał na specjalistyczną opiekę. Rodzina uważa, że lekarz dyżurny miał działać zbyt „opieszale”. Starszy mężczyzna jest sparaliżowany. Całą sprawą zainteresowała się „Interwencja”. – Nie ma pewności (...), że gdyby działania podjęto szybciej, to uniknęlibyśmy skutku zdrowotnego – zaznacza prok. Stachowiak.

Reporterzy programu nadawanego na antenie stacji telewizyjnej Polsat News skontaktowali się z rodziną byłego pacjenta bydgoskiego szpitala. W maju 2021 roku 66-latek przeszedł operację tarczycy, która poszła po myśli lekarzy. Mimo faktu, że wszystko odbyło się tak, jak miało, po zabiegu starszy mężczyzna doznał udaru. Znalazł się w sytuacji bardzo niebezpiecznej – sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia (w trakcie udaru dochodzi do zatrzymania dopływu krwi do narządu, co może prowadzić do jego częściowego obumarcia). W takich przypadkach należy reagować pilnie.

W Kujawsko-Pomorskim Centrum Pulmonologii nie ma jednak oddziału neurochirurgii. 66-latek został więc po kilku godzinach przetransportowany do innej placowki medycznej. Zdaniem rodziny wszystko trwało zbyt długo.

Żona w rozmowie z „Interwencją” mówi, że „do godziny 17:30 nie udało jej się połączyć z lekarzem”. – Bałam się najgorszego, że mi nie chcą tego powiedzieć – tym bardziej, że osoby które tam pracowały, znały mnie i nic mi nie mówiły, tylko stale kazały dzwonić do lekarza, a lekarz ani razu nie odebrał telefonu – twierdzi kobieta.

66-latek czekał na pomoc. „Lekarz wydzwaniał po wszystkich szpitalach w Bydgoszczy i każdy odpowiadał, że nie ma miejsc”

Urszula Rygowska-Nastulak z Biura Rzecznika Praw Pacjenta wskazuje, że „pomimo upoważnienia przez pacjenta rodzina nie miała informacji o tym, co się dzieje z pacjentem”. W ocenie RPP doszło do „naruszenia” jego praw, ponieważ „w momencie kiedy pacjent upoważnia rodzinę swoją zarówno do dokumentacji medycznej, jak i do prawa do informacji, lekarz albo inny pracownik podmiotu leczniczego ma obowiązek” informacje o jego stanie zdrowia „na prośbę rodziny udzielić”.

Ostatecznie 66-latek tafił do szpitala uniwersyteckiego około godziny 21. Do udaru doszło natomiast pięć godzin wcześniej. Placówkcę żonie starszego mężczyzny zasugerował neurolog, którego znała z poprzedniej pracy w hospicjum. Kobieta relacjonowała „Interwencji”, że u jej męża udar zauważono o 15:30. Powiedział jej o tym lekarz. Dyżurny dodał, że nie może znaleźć miejsca, gdzie 66-latek mógłby otrzymać pomoc, choć była już godzina 18. Wtedy mieszkanka Bydgoszczy postanowiła przejąć inicjatywę. – Przypuszczam, że [lekarz – red.] niezbyt precyzyjnie i dokładnie określił stan męża. Twierdzą [bydgoski szpital – red.], że mają umowę podpisaną ze szpitalem Biziela [chodzi o Szpital Uniwersytecki imienia doktora Jana Biziela – red.] i w takich stanach powinni przekazywać pacjenta z automatu tam – mówi małżonka 66-latka, z zawodu pielęgniarka. Jak jednak dodaje, „nie zrobiono tego”. – Nie wiem, jaka to jest procedura i dlaczego nie zadziałała – zastanawia się kobieta.

Do sprawy odniósł się doktor Grzegorz Przybylski, pełniący obowiązki dyrektora do spraw lecznictwa Kujawsko-Pomorskiego Centrum Pulmonologii. – To nie jest tak, że weźmiemy, włożymy w karetkę i przywieziemy, i oni w tym momencie stają przed faktem dokonanym, bo mają pacjenta w izbie przyjęć – mówi. Zaznacza, że placówka musi uprzednio wyrazić zgodę i poinformować, że na oddziale jest miejsce dla kolejnej osoby. – Czy to było późno, czy wolno, czy opieszale? Nie wydaje mi się, ponieważ chirurg, który był lek. dyżurnym tego oddziału, wydzwaniał po wszystkich szpitalach w Bydgoszczy i każdy odpowiadał, że nie ma miejsc. Jak dobrze pamiętamy, jednym z dużych powikłań pocovidowych były te zakrzepowo-zatorowe i tych pacjentów było bardzo dużo – tu dr Przybylski przypomina gorącą sytuację pandemiczną, jaka miała miejsce w 2021 roku, gdy w Polsce szalał koronawirus wywołujący chorobę COVID-19.

W 2022 roku kobieta zawiadomiła ws. prokuraturę. Jej zdaniem miało dojść tu do bezpośredniego narażenia życia i zdrowia jej męża przez lek. dyżurnego. Sprawa dwa lata później została jednak umorzona przez śledczych – podaje Polsat News. Nie dopatrzono się popełnienia przestępstwa. Decyzja została przez rodzinę 66-latka jednak zaskarżona. Trafiła więc do sądu.

Czy można było zapobiec pogorszeniu stanu zdrowia 66-latka? „Będziemy badać prawa pacjenta”

Rodzina mężczyzny chce dowiedzieć się, jakie czynności wykonał lekarz, aby znaleźć opiekę dla 66-latka. Chcą ujawnienia, do jakich placówek dzwonił i w jakich godzinach. Zastępca prokuratora Rejonowego Bydgoszcz-Południe – prok. Marcin Stachowiak – mówi, że „rodzina ma prawo uważać, iż kwestia bilingów ma zasadnicze znaczenie”. Jego zdaniem nie to jest jednak najważniejsze. – Analiza akt sprawy wskazuje, że zasadnicze znaczenie ma przede wszystkim opinia biegłych. Nie to, kto pierwszy zadzwonił, tylko czy była szansa przy podjęciu działań medycznych na uniknięcie skutku (...) zdrowotnego – wskazuje.

A jaka w całej sprawie będzie rola RPP? – Będziemy badać przede wszystkim prawa pacjenta i w tym przypadku prawo do udzielenia świadczeń z należytą starannością – podkreśla Rygowska-Nastulak. Jednocześnie zaznacza, że „to będzie punkt wyjścia do tego, czy szpital dochował wszystkich procedur”.

„Interwencja” wskazuje, że sprawa zakończona została w październiku 2024 roku w oparciu o opinie biegłych. Prok. Stachowiak wskazuje, że według niej „podejmowane działania ratownicze były właściwe”. – Nie ma pewności (...), że gdyby te działania podjęto szybciej, to uniknęlibyśmy skutku zdrowotnego, który pokrzywdzony doznał – zaznacza.

A jak ma się obecnie starszy mężczyzna? Mieszkaniec Bydgoszczy nie jest w pełni sprawny fizycznie, ma trudności z oddychaniem, a na jego ciele pojawiają się odleżyny (czyli owrzodzenia spowodowane uciskiem ciała znajdującego się długi czas w jednej pozycji, najczęściej na łóżku).

Udar to bardzo poważna sprawa

Udar to zdarzenie, które stanowi ogromne zagrożenie dla życia. Jeśli chodzi o udar niedokrwienny, występuje on, gdy krew przepływa nieprawidłowo, nie docierając do części tkanki narządu. W takiej sytuacji ta zaczyna obumierać, a stan pacjenta z chwili na chwilę pogarsza się.

Ta groźna sytuacja może też wystąpić w sytuacji pęknięcia ściany w naczyniu krwionośnym. Narząd – wraz z otaczającymi tkankami – może zacząć wtedy obumierać, a dotknięte udarem obszary narządu mogą już funkcjonować prawidłowo.

Warto dodać, że udar wymaga błyskawicznej reakcji, ponieważ szanse na uratowanie człowieka są niekiedy niewielkie. Objawy są charakterystyczne, ale mogą różnić się w zależności od miejsca wystąpienia udaru. Objawy mogą obehmować zaburzenia mowy czy zaburzenia widzenia, jak również zaburzenia koordynacji. Lepiej nie lekceważyć tego typu sygnałów i wezwać zespół ratownictwa medycznego (karetkę pogotowia).

Czytaj też:
Mniej zgonów, krótsze hospitalizacje. W Krakowie pokazują, że to możliwe
Czytaj też:
Naukowcy: Rutynowe badanie wzroku może wykryć ryzyko udaru

Źródło: interwencja.polsatnews.pl / Polsat News / Zdrowie Wprost / newsmed.pl