Sprawę opisała „Gazeta Wyborcza”. Mieszkańcy Szczawna-Zdroju (Dolny Śląsk) nie godzą się na zachowanie księdza, który postanowił zagrodzić im dojazd do posesji. Nieruchomość zamieszkuje łącznie sześć rodzin.
Sytuacja jest potencjalnie niebezpieczna, bo w razie wezwania pomocy – na przykład straży pożarnej – samochód ratowniczo-gaśniczy nie będzie mógł dojechać na miejsce.
„GW” podaje, że proboszcz parafii ponad dekadę temu kupił w pobliżu posesji mieszkańców działki od gminy, by wybudować na nich kościół. Do ubiegłego roku sąsiedzi nie mieli żadnego problemu z księdzem – mieszkańcy posesji korzystali ze wspólnej drogi, by dotrzeć do domu, natomiast ksiądz i wierni używali jej, by dojść do kościoła od strony Wałbrzycha. Jednak przed świętami ich oczom ukazała się czarna brama, a wzdłuż niej – siatka.
Szczawno-Zdrój. Mieszkańcy skłóceni z księdzem proboszczem
Wspólnota mieszkaniowa napisała petycję i zebrała podpisy od zainteresowanych, którzy nie godzą się na taki stan rzeczy. Jeden z sąsiadów księdza mówi, że zamknięcie drogi to nie tylko problem osób, które zajmują nieruchomość, ale także wielu innych ludzi, którzy korzystają z niej, by przykładowo przejść z Chełmca do Szczawna-Zdroju. Znajduje się tam także szlak górski, który cieszy się zainteresowanie kilku tysięcy turystów. Drogi używają też mieszkańcy – m.in. Konradowa.
Mieszkańcy twierdzą, że duchowny nie uzgadniał z nimi decyzji o zamknięciu drogi. Od innych osób usłyszeli, że powodem ustawienia bramy ma być rzekomo ich niepraktykowanie wiary. „Skoro nie chodzą do kościoła, nie przyjmują kolędy, to i po uświęconej ziemi nie będą mogli chodzić” – narzekać ma ponoć proboszcz.
Sprawa może być poważniejsza niż się wydaje. W styczniu brat jednego z mieszkańców dostał ataku serca. Upadł na suszarkę, a ta na piecyk, co doprowadziło do zapłonu prania. Wezewano pożarników, którzy jednak nie mogli dojechać wozem pod samą posesję. Gaszono więc pożar z kilku metrów – pojazd ustawiono przy ulicy. Ogień nie był bardzo duży, ale brat rozmówcy „GW” udusił się dymem. Po tym zdarzeniu mieszkańcy usunęli przydomowe ogródki, wycięli tuje i posypali ziemię żwirem. Powstała „prowizoryczna” droga, która niestety szybko zaczęła się zapadać. Gdy nie ma mrozu, jest na tyle miękka, że właściwie nie da się po niej przejechać.
Dolny Śląsk. Wspólnota walczy. Pisma do kurii, burmistrza i prokuratury
Do sprawy mieszkańcy zaangażowali kurię świdnicką. Biskup obiecał, że ws. podejmie kroki. Na miejsce przyjechała komisja (dwóch księży), którzy mieli stwierdzić, iż mieszkańcy oszukali kurię, bo droga dojazdowa istnieje. Wspólnota zwróciła się też do gminy, która jednak kieruje ich z powrotem do księdza proboszcza. Burmistrz w piśmie do wspólnoty pisze natomiast, że można zbudować dojazd do posesji z działki leżącej na terenie Wałbrzycha, więc mieszkańcy muszą skontaktować się z władzami tego miasta. Sąsiedzi proboszcza próbowali również szukać pomocy w prokuraturze, która umorzyła śledztwo (powołano się na wiadomość z gimny, że mieszkańcy mają dojazd, choć ten prowadzi do kościoła, obok cmentarza – do świeżo ustawionej bramy).
Mieszkańcy zaznaczają, że chcą dziś tylko kila metrów terenu przy domu na dojazd do domu.
Ksiądz w rozmowie z „GW” dał do zrozumienia, że uważa się za ofiarę w całej spornej sprawie. Zainteresować się nią biskup świdnicki, który polecił przedstawicielom kurii przyjrzeć się problemowi. Ci natomiast po przeanalizowaniu sytuacji wskazali, iż „nie naruszono granic nieruchomości”, „istnieje dojazd do wszystkich zabudowań położonych na sąsiedniej działce”, a sąsiedzi proboszcza „utworzyli nową drogę”. Kuria nic nie wiedziała też o tragicznym wypadku (nie była wcześniej o zdarzeniu – akcji gaśniczo-ratowniczej i śmierci brata jednego z mieszkańców, którą poniósł w wyniku pożaru – informowana). Problemu z dojazdem do posesji nie sygnalizowały także służby.
Czytaj też:
Ksiądz w aplikacji randkowej. Znajomy duchownego zdradził szokujące szczegóły relacjiCzytaj też:
Wierni zarzucają proboszczowi liczne nieprawidłowości. „Zrobił sobie prywatną parafię, swój folwark”