Pani Justyna po powrocie ze spaceru z psem zauważyła „owada, który wyglądał jak kleszcz”. Po kilku dniach u zwierzęcia pojawiły się niepokojące objawy: kulenie, odczyn uczuleniowy i wysoka gorączka. Pies wyglądał bardzo źle, sztywniały mu pały i nie mógł chodzić. Kobieta udała się do weterynarza. Okazało się, że zwierzą zostało zaatakowane przez „latającego kleszcza” znanego też jako strzyżak sarni lub jeleni – podaje „Fakt”.
– W miejscach ugryzień pojawiły się trudno gojące się rany, z których sączył się płyn. Leczenie trwało około trzech tygodni, a w miejscach ugryzień sierść już nie odrosła. Pies ma teraz łyse plamki – relacjonowała pani Justyna. Zdaniem kobiety preparaty przeciwkleszczowe, takie jak obroże czy tabletki, nie działają na strzyżaki. Skuteczniejsze są preparaty odstraszające owady latające powszechnie używane przez ludzi.
„Latające kleszcze” zagrożeniem dla psów
Kleszcze i strzyżaki sarnie można spotkać w lasach, zaroślach i parkach, zwłaszcza tam, gdzie bytują dzikie zwierzęta. Jeśli chodzi o różnice to ten pierwszy nie lata, w przeciwieństwie do drugiego. „Zwykły” kleszcz na osiem odnóży, a ten „latający” sześć. Czas żerowania strzyżaka jeleniego jest krótki (ok. 20 minut) i rzadko zostaje długo. Z kolei kleszcz może żerować wiele godzin, często niezauważony. Strzyżaki sarnie po znalezieniu żywiciela odrzucają skrzydła.
Lekarz weterynarii Krzysztof Maciejczak z przychodni TRIOVET w Ostródzie podkreślił, że zagrożeniem dla pupili, nie tylko w lesie, mogą być „zwykłe” kleszcze, ale też pszczoły, szerszenie i osy, na które nie istnieją skuteczne leki zapobiegające użądleniom. Szczególnie groźna może być sytuacja, gdy pies czy kot próbują je złapać i zostaną użądlone w okolicy dróg oddechowych, a potem dojdzie do obrzęku. Trzeba wtedy przyłożyć zimny okład, jeśli zwierzę pozwoli i udać się do kliniki weterynaryjnej.
Czytaj też:
Nie ignoruj tych sygnałów. Pies mówi więcej, niż myśliszCzytaj też:
Czy można całować psy i koty? Lekarka weterynarii: Troszkę jak szczepionka
