Ręce precz od emerytur

Ręce precz od emerytur

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeżeli politykom zależałoby na tym, aby ludzie zaczęli oszczędzać na emerytury, to obniżyliby, a najlepiej zlikwidowali, przymusowe składki na państwowe świadczenia.
Zasada tzw. solidarności pokoleń (obecnie pracujący płacą na tych, którzy pracowali wcześniej) na naszych oczach przestała funkcjonować. Kiedy Otto von Bismarck wprowadzał swoją reformę ludzie pobierali emeryturę kilka lat. Było to swoiste ubezpieczenie od zbyt długiego życia. Dziś ludzie żyją na emeryturze 20-30 lat i kolejnym rządom zaczyna brakować pieniędzy na wypłacanie świadczeń.

Pierwszym państwem, które pokazało jak wyjść z pułapki powszechnych i przymusowych ubezpieczeń emerytalnych była Nowa Zelandia. Od 1 kwietnia 2007 r. działa tam dobrowolny system emerytalny. Co miesiąc od 4 proc. do 8 proc. pensji przejmuje nowozelandzki urząd skarbowy (jak widać, taka instytucja jak ZUS nie jest potrzebna!). Państwo nie gwarantuje stopy zwrotu z inwestycji i nie rekompensuje ewentualnych strat. Przed upływem 65. roku życia pieniądze będzie można pobrać, jeśli ktoś popadnie w tarapaty finansowe, będzie chciał wyemigrować lub zbudować dom.

Gdyby Polacy płacili składki na ZUS wysokości 8 proc., to więcej odkładaliby na emeryturę. Co ciekawe, o niezdrowym podejściu do całej sprawy świadczy samo oświadczenie KNF. Niby dlaczego Polacy mieliby oszczędzać na emeryturę w specjalnych programach (czytaj: takich, w których mają ograniczoną możliwość wcześniejszej wypłaty pieniędzy)? Znacznie taniej inwestować bez pośredników na giełdzie (lub w papiery skarbowe, dla nie lubiących ryzyka).