Klęska Putina

Dodano:   /  Zmieniono: 
Człowiek to tylko kopiejka - mawiali wielkoruscy możnowładcy. Putin, stojąc na czele Rosji, to potwierdza podczas akcji odbijania zakładników.
"Każdy, kto ogłosił przemoc jako swoją metodę, musi wybrać kłamstwo jako swą zasadę" - mówił w 1970 r. podczas ceremonii odebrania literackiej Nagrody Nobla rosyjski pisarz Aleksander Sołżenicyn. Wtedy te słowa obnażały istotę systemów totalitarnych, przede wszystkim ZSRR. Dziś wciąż trafnie opisują Rosję rządzoną przez Władimira Putina. Tego samego Putina, który - wedle wielu zachodnich polityków i ekspertów - miał prowadzić Federację Rosyjską wprost do demokracji i ścisłych związków czy wręcz integracji z Zachodem.

Kłamią, kłamią, kłamią!

Przemoc i kłamstwo to wciąż jedyne środki, jakie przychodzą do głowy włodarzom Kremla w trudnych, kryzysowych chwilach. Sięgnęli po nie prezydent i jego ekipa, gdy zamierzali rozwiązać problem Czeczenii, a ostatnio - by zakończyć dramat przetrzymywanych w moskiewskim teatrze zakładników. Skutki są opłakane. Władza w Rosji wciąż - jak przed wiekami, gdy wielkoruscy możnowładcy mawiali: "Czełowiek eto tolko kopiejeczka" - ma za nic ludzkie życie. Pokazała, że nadal nie potrafi, a może nawet nie chce rozmawiać z własnymi obywatelami. Gdyby dowodzący szturmem na teatr ujawnili choćby tylko nazwę użytego gazu, uratowano by dziesiątki osób. - Władze Rosji przede wszystkim boją się własnego społeczeństwa i kłamią, kłamią, kłamią! - mówi "Wprost" Siergiej Kowaliow, nazywany sumieniem tego kraju. Od kiedy teatr na Dubrowce opanowali terroryści, godzina po godzinie wychodziły na jaw kolejne kłamstwa władz. Wszyscy mogli zobaczyć, że grupą porywaczy kierował Mowsar Barajew, choć jeszcze na początku października armia chwaliła się, że go "wyeliminowała". Kłamano, że terroryści zaczęli dokonywać egzekucji zakładników, co miało być bezpośrednią przyczyną szturmu. "The New York Times" pisał po ataku na teatr opanowany przez terrorystów, że władze w Moskwie sięgnęły po stare sowieckie metody. - To typowe zachowania rodem z czasów zimnej wojny - mówi "Wprost" prof. Rayan Menon, ekspert od spraw rosyjskich w amerykańskim Leigh University. - W ich efekcie wiele osób zmarło niepotrzebnie - twierdzi Menon. Rosjanie jednak nie zważali na "skutki uboczne". Dominującą rolę w negocjacjach z porywaczami odgrywali funkcjonariusze FSB, spadkobierczyni KGB, a zwłaszcza osoby bezpośrednio zaangażowane w wojnę w Czeczenii. W ich interesie na pewno nie leżało bezkrwawe zakończenie moskiewskiego dramatu. - Resorty siłowe najlepiej przetrwały okres transformacji i są ostoją władz, a przecież żyją z napięć i stanów wyjątkowych, dlatego ochoczo je podsycają - mówi prof. Wojciech Materski, ekspert do spraw rosyjskich w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk. Nie próbujemy w żaden sposób usprawiedliwiać terrorystów, czy jednak to, iż ukrywali twarze pod maskami, nie świadczy o tym, że nie mieli zamiaru wysadzać budynku? Że liczyli, iż ujdą z życiem po negocjacjach z Rosjanami? Kowaliow mówi, że czynu terrorystów nie można niczym usprawiedliwiać, ale podkreśla, że "od władz wymaga się więcej niż od osób uznanych za przestępców". Nauczyciel Husajn

Nawet były prezydent Peru, Alberto Fujimori, gdy odbijał z rąk terrorystów Tupak Amaru zakładników przetrzymywanych w jednej z ambasad, nie posunął się do użycia gazu. Nie zrobiono tego zatem nawet w kraju, w którym filarem władzy był strach podtrzymywany dzięki aparatowi przemocy z wielkim manipulatorem Montesinosem na czele. Metody rosyjskiej Alfy przypominają raczej poczynania Saddama Husajna (zagazowanie mieszkańców kurdyjskich wiosek)! Przesadne porównanie? Wcale nie. W Czeczenii rosyjskie wojska dopuściły się (i nadal to czynią!) przestępstw, które należy określić mianem ludobójstwa. Tymczasem Putin demonstruje, że chce rozwiązać problem Czeczenii dokładnie tak, jak to robił do tej pory, lecz radykalniej. Czy to oznacza więcej przemocy i więcej kłamstw? Komunistyczny reformator Michaił Gorbaczow, ostatni lider "imperium zła" (jak nazwał ZSRR były prezydent USA Ronald Reagan), dokonał prawdziwego przełomu w utartym przez stulecia sposobie funkcjonowania państwa rosyjskiego (niezależnie od ustroju). Po raz pierwszy zakwestionował uciekanie się do przemocy jako podstawowej metody rozwiązywania konfliktów i kryzysów. Jego konto obciążają wprawdzie ofiary interwencji w Wilnie i Tbilisi (w stolicy Gruzji do rozpędzania demonstracji użyto prawdopodobnie tego samego gazu, jaki zastosowano w moskiewskim teatrze), ale biorąc pod uwagę, że Gorbaczow rządził w okresie ogromnych napięć wywołanych demontażem ZSRR, trzeba uznać, że usiłował wytyczyć nowy kurs, odejść od metod wschodniej sztuki zabijania i powszechnej na wschód od Bugu pogardy dla życia.

Odsunąć bezpiekę!

Nazwani demokratami następcy Gorbaczowa - Borys Jelcyn i Władimir Putin - odrzucali, niestety, jego filozofię odchodzenia od przemocy. Putin wręcz użył wojny jako sposobu katapultowania się do prezydentury. Władzę skonsolidował dzięki krwawej wojennej awanturze w Czeczeni, oparł się na służbach specjalnych i resortach siłowych. To jedyne instytucje, których funkcjonowanie znał od podszewki. Po enkawudowskie metody sięgał zarówno w rozprawie z wolnymi (a nieprzychylnymi sobie) mediami, jak i z niewygodnymi dla siebie oligarchami. Trzy miesiące po objęciu urzędu musiał się zmierzyć z katastrofą superokrętu podwodnego "Kursk". Wtedy nie przyszło mu nawet do głowy, że powinien natychmiast odwołać swój urlop. Władze wolały dopuścić do zatonięcia okrętu wraz z całą załogą, nie podejmując działań ratowniczych, by nie wyszły na jaw okoliczności tragedii. Jaką naukę wyciągnął z tej lekcji Putin? Że trzeba nałożyć knebel mediom - natychmiast postąpiono w ten sposób z dwoma najbardziej krytycznymi wówczas stacjami telewizyjnymi - NTW i ORT. Olga Czerepowa, politolog z Instytutu Studiów Politycznych, uważa, że po ostatniej tragedii trzeba jeszcze raz ocenić mechanizmy rządzenia w Rosji. - Czy wybór Putina na prezydenta bezpośrednio po rozpętaniu awantury czeczeńskiej to przypadek? A może rację miał Borys Bieriezowski przedstawiający dowody, że to służby specjalne wysadzały w powietrze domy w Moskwie, Wołgodonsku i Bujnaksku, za co obwiniono "czeczeńskich bandytów"? - zastanawia się Czerepowa. Memoriał, organizacja obrony praw człowieka, domaga się "odsunięciem od władzy Federalnej Służby Bezpieczeństwa, która zawsze zajmuje się jedynie zabijaniem ludzi".

Demokracja inaczej

- Współczesna Rosja to państwo demokracji rozumianej inaczej - ironizuje prof. Wojciech Materski. W raporcie na temat prozachodniego zwrotu w rosyjskiej polityce zagranicznej Marek Menkiszak, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, stwierdza: "Kreml podejmuje wszystkie istotne decyzje kadrowe, kontroluje najważniejsze środki masowego przekazu i skutecznie przeciwdziała powstaniu znaczącej opozycji politycznej". Wsłuchując się w wypowiedzi Putina, który mówił od początku o potrzebie wprowadzenia "dyktatury prawa", można było mieć niemal pewność, że budowane przez niego państwo będzie dalekie od liberalnego modelu demokracji, bliższe rozwiązaniom wschodnioazjatyckim. Zresztą, w Rosji żywa jest koncepcja "eurazjatycka" - melanż pozostałości po komunizmie, prawosławnej ortodoksji i narodowego fundamentalizmu, pod którego sporą częścią podpisałby się sam Sołżenicyn. Putin wprawdzie zapewnia o gwarancjach dla swobód obywatelskich i demokracji, ale wartości najbardziej przez niego hołubione to duma narodowa i poczucie wielkości Rosji w połączeniu z solidaryzmem społecznym zdradzającym znamiona skrajnego kolektywizmu (typowego dla Azji, a wzmacnianego przez bolszewików, Stalina i kolejnych genseków).

Homo sovieticus wiecznie żywy

Putin nie traci poparcia społecznego, ale je zyskuje. Większość obywateli akceptuje jego postępowanie. Prawie 70 proc. Rosjan uważa, że Czeczeni rozumieją tylko język siły, a prawie 80 proc. postrzega ich przede wszystkim jako bandytów, porywaczy i morderców. Ostatnie badanie opinii publicznej - przeprowadzone już po gazowym szturmie na teatr - pokazuje, że metody prezydenta popiera 85 proc. Rosjan. Rosyjscy eksperci w pracy dla Instytutu Wschodniego "Rosja 2002 - raport z transformacji" przytaczają wyniki sondażu, w którym 37 proc. ankietowanych za najbardziej zbieżne z narodowymi interesami Rosji uznało zachowanie statusu wielkiego mocarstwa. Tylko 20 proc. postawiło na budowanie demokratycznego państwa prawa, a zaledwie 14 proc. na stworzenie otwartej gospodarki konkurencyjnej. W świetle tych danych łatwiej zrozumieć, dlaczego to, co w każdym zachodnim kraju wywołałoby wstrząs opinii publicznej, w Rosji zostało przyjęte jako normalne zachowanie. - Nawet część bliskich zakładników, którzy zginęli w teatrze, nadal myśli w kategoriach "państwo nade wszystko" - zauważa prof. Materski. - W Rosji zawsze liczyła się władza, zbiorowość, często traktowana jako szara masa, mięso armatnie, a nie jednostka. I tak, niestety, zostało - ubolewa Kowaliow. Należy się zatem liczyć z narastaniem kłamstwa i przemocy.

Juliusz Urbanowicz

Współpraca: Grzegorz Ślubowski (Moskwa)

Pełny tekst "Klęski Putina" w 1041 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 4 listopada.

W numerze także: Kurierzy białej śmierci (Ponad dwadzieścia tysięcy młodych Polaków wybrało zawód narkotykowych kurierów. Są wśród nich licealiści, studenci, młodzi pracownicy naukowi, nauczyciele, bezrobotni absolwenci.)