Podrasowane wybory? (aktl.)

Podrasowane wybory? (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Według wstępnych wyników wyborów prezydenckich na Ukrainie, premier Wiktor Janukowycz prowadzi 1 pkt proc. przed liderem opozycji Wiktorem Juszczenką. Wyniki sondaży exit polls wskazują na przewagę Juszczenki.
Premier Wiktor Janukowycz uzyskał 40,12 procent głosów, a przywódca opozycji Wiktor Juszczenko - 39,15 procent głosów - podała wstępnie Centralna Komisja Wyborcza w Kijowie. Takie dane uzyskano po zsumowaniu danych z 94 proc. kart do głosowania. Oznacza to, że żaden z rywali nie otrzymał ponad połowy głosów - stąd też wszystko wskazuje na to, że 21 listopada odbędzie się druga tura głosowania, w której zmierzą się Juszczenko i Janukowycz.

Juszczenko, według wstępnych danych CKW, zwyciężył w 16 obwodach Ukrainy, przede wszystkim położonych na zachodzie i w centrum kraju, Janukowycz w 9 wschodnich i południowych obwodach.

Powyborcze sondaże exit polls zgadzają się, że żaden z kandydatów nie uzyskał ponad 50-proc. poparcia, niezbędnego do wygrania I tury. Dają one jednak niewielką przewagę Juszczence. Według wyników sondażu przeprowadzonego tzw. metodą zamkniętą, w której ankietowany nie ujawnia swej tożsamości, na Juszczenkę głosowało 45,2 proc. wyborców, a na Janukowycza - 36,8 proc. W otwartym sondażu ośrodków Socis i Socjalny Monitoring, w którym ankietowany podaje swoje dane osobowe, Juszczenko uzyskał 41,98 proc. poparcia, a Janukowycz - 40,11 proc.

Iryna Bekeszkina z Socjalnego Monitoringu uważa, że jeśli wyniki, które ogłosi Centralna Komisja Wyborcza, będą się różniły od  ogłoszonych przez ośrodki socjologiczne o więcej niż 5 punktów procentowych, to można będzie mówić o sfałszowaniu wyników wyborów.

Część sondaży powyborczych twierdzi, że w pierwszej turze niedzielnych wyborów prezydenckich na Ukrainie wygrywa nie kandydat opozycji Wiktor Juszczenko, lecz premier Wiktor Janukowycz. Według rosyjskiej Fundacji Opinia Społeczna (FOM), Janukowycza poparło 43,5 proc. ankietowanych, zaś jego rywala Juszczenkę 39,2 proc. Podobne wyniki podaje kilka mniej znanych instytutów ukraińskich - tzw. "Ukraiński Exit-Poll" mówi o 43-procentowym rezultacie Janukowycza i 39,3 proc. głosów oddanych na Juszczenkę. Za najbardziej wiarygodny uznawany jest jednak sondaż przeprowadzony wspólnie przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii, Centrum im. Razumkowa oraz ośrodki Socis i Socjalny Monitoring.

Rosyjski sondaż, w przeciwieństwie do badań dających pierwszeństwo Juszczence, obciążony jest wysokim odsetkiem osób, które odmówiły podania swoich preferencji. Rosyjski politolog Gleb Pawłowski powiedział, że od 70 do 80 proc. ankietowanych nie  chciało odpowiadać na pytania.

Szef Centrum im. Razumkowa Anatolij Hrycenko ocenia też, że ok. 7 proc. ludzi nie mogło wziąć udziału w wyborach z powodu błędów na listach wyborczych.

Wkrótce po ogłoszeniu wyników opozycja oskarżyła władze o sfałszowanie wyborów. B. wicepremier Julia Tymoszenko oświadczyła, że kandydat władz, premier Wiktor Janukowycz otrzymał dodatkowo od 15 do 20 proc. głosów.

Sztab Juszczenki prowadził własne, tzw. równoległe podliczanie głosów (na podstawie kopii protokołów z lokali wyborczych).

Zdaniem Tymoszenko, proces fałszowania wyborów rozpoczął się w  środku nocy. "Niszczono protokoły pod naciskiem ludzi, którzy przychodzili do lokali z bronią w ręku. Dochodziło do bójek, milicja na ogół nie reagowała" - powiedziała. Dodała, że bardzo wielu wyborców, którzy byli uważani za  zwolenników Juszczenki, po prostu nie wpisano na listy osób upoważnionych do udziału w wyborach. Według niej, może chodzić nawet o 10 proc. elektoratu Juszczenki. "Tysiące ludzi jeździło po kraju i wielokrotnie głosowało w różnych miejscowościach. Podróżowali pociągami i autobusami pod specjalnym nadzorem".

"Mamy informacje, że szefowie komisji są zmuszani do nie wydawania końcowych protokołów. Po lokalach krążą podejrzani młodzi ludzie, którzy zastraszają członków komisji, zmuszają ich do wpisywania fałszywych wyników głosowania lub po  prostu wykradają dokumenty" - twierdzi Mykoła Katerynczuk ze  sztabu Juszczenki. Na podstawie równoległych obliczeń swojego sztabu Juszczenko ogłosił nawet swoje zwycięstwo, twierdząc, że uzyskał 50,34 proc. głosów, a więc został wybrany na prezydenta już w I turze. W kilka godzin później tę deklarację sprostował jednak szef jego sztabu wyborczego Ołeksandr Zinczenko informując, że są już końcowe rezultaty równoległego liczenia głosów i zgodnie z nimi lider opozycji zdobył poparcie 49,9 proc. wyborców. Główny rywal Juszczenki, premier Wiktor Janukowycz miał zdobyć 30,66 proc. głosów. Zinczenko dodał, że uważa wyniki równoległego liczenia za  ostateczne, choć opracowano dane z 55,6 proc. lokali wyborczych. "Jasno nakreśliliśmy tendencję. Więcej rezultaty nie mogą się wahać i 20-procentowa przewaga na korzyść Juszczenki, nie może się zmienić" - uznał Zinczenko.

Według obliczeń sztabu innego kandydata na prezydenta, socjalisty Ołeksandra Moroza, być może nawet 100 tys. osób zostało zwerbowanych przez władze i użytych w procesie fałszowania procesu głosowania. Zostali wyposażeni w dokumenty, dzięki którym mogli wielokrotnie głosować - wyjaśnił Moroz.

Tymoszenko zapowiedziała, że opozycja będzie walczyła o  sprawiedliwe wyniki głosowania w sądach.

Za "niezwykle podejrzany" uznał wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich na Ukrainie Taras Kuzio, analityk waszyngtońskiej Jamestown Foundation. "Wydaje się, że władze podrasowały dane, by wyglądało na to, iż ich kandydat premier Janukowycz miał przewagę; jednak uczyniły to tak, by manipulacja nie była zbyt oczywista - z tego powodu poprzestano na przewadze nie przekraczającej jednego punktu procentowego".

Kuzio zwrócił uwagę na rozbieżności między niepełnymi wciąż wynikami z pierwszej tury wyborów, a wstępnymi nieoficjalnymi wynikami ogłoszonymi po zamknięciu lokali wyborczych i obliczonymi na podstawie sondaży powyborczych (exit polls). "Jeżeli jest rozbieżność pomiędzy exit polls, a końcowym wynikiem, to Ukraińcy uwierzą exit polls, opracowanym przez profesjonalne organizacje badania opinii publicznej, a nie oficjalnym wynikom" - podkreślił. Według niego, wynik pierwszej tury wyborów zostanie zakwestionowany jako nierzetelny zarówno w sądach jak i na ulicy. Ten ostatni czynnik uważa za ważny i niebezpieczny: "Jednym z najważniejszych czynników w okresie między pierwszą a drugą turą wyborów będzie presja ulicy".

W drugiej turze wyborów 21 bm. w ocenie eksperta, kandydat socjalistów Ołeksandr Moroz zaapeluje do swoich zwolenników o  głosowanie na Juszczenkę, który może dzięki temu zdobyć dodatkowo siedem punktów procentowych. Z kolei głosy oddane w pierwszej turze na kandydata komunistów Petro Symonenkę niekoniecznie przejdą na Janukowycza, ponieważ Symonenko oświadczył, że nie poprze żadnego z kandydatów, a  większość komunistycznego elektoratu i tak już głosowała za  Janukowyczem w pierwszej turze.

"Władze nigdy nie zamierzały dopuścić do rzetelnych wyborów, co  zresztą stwierdziły zagraniczne organizacje i rządy krajów zachodnich, ponieważ obawiają się utraty wpływu na rządzenie. Niebezpieczeństwo przemocy jest bardzo duże ze względu na emocje i  wysoką polityczną stawkę w obecnych wyborach" - uważa analityk, który obawia się wzrostu napięcia i destabilizacji.

"Dla wyborców na Ukrainie będzie się liczyć to, iż w dniu wyborów władze usiłowały ich zastraszyć" - powiedział, wskazując na doniesienia o bojówkach złożonych z górników i skinheadów, przypadki podwójnego głosowania oraz  demonstracja siły w Kijowie, gdzie ściągnięto oddziały milicji szturmowej. Spośród trzech resortów siłowych: wojska, aparatu bezpieczeństwa i MSW, najgorsze obawy ma Kuzio wobec resortu spraw wewnętrznych, który nazywa skorumpowanym i dostrzega w nim "silne elementy" gotowe poprzeć brutalną rozprawę z opozycją.

Zauważa też, że z funkcji ministra obrony odsunięto w lipcu Jewhena Marczuka, któremu władze przestały ufać obsadzając na tym stanowisku skompromitowanego Ołeksandra Kuźmuka.

Wybory prezydenckie na Ukrainie nie spełniły standardów międzynarodowych - uznała wspólna misja OBWE, Rady Europy, Parlamentu Europejskiego i NATO. Zagraniczni obserwatorzy wskazali na stronniczość mediów i faworyzowanie jednego z  kandydatów - premiera Wiktora Janukowycza, a także na utrudnianie działań środowisk opozycyjnych.

"Z ciężkim sercem konstatujemy, że wybory te nie spełniły wielu standardów, jakie demokratycznemu głosowaniu stawiają organizacje europejskie" - podkreślił przedstawiciel OBWE Bruce George, dodając, że obecne wybory to "krok wstecz" w porównaniu z rokiem 2002, gdy na Ukrainie odbyły się wybory parlamentarne.

"Ukraina ma teraz trzy tygodnie na to, by pokazać, że chce zorganizować demokratyczne głosowanie" - powiedział Doros Christodoulides szefujący delegacji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.

em, pap

Czytah też: Szczerbienie tryzuba