"Karbala jest miejscem szczególnym, świętym, ale dochodzi również do walk między samymi ugrupowaniami szyickimi" - powiedział Bieniek. Dodał, że w Karbali niemal przez cały czas słychać strzały i ochrona prezydenta prewencyjnie odpowiedziała ogniem na potencjalne zagrożenie. "Zamachu żadnego nie było, ostrzału kolumny nie było" - podkreślił generał Bieniek.
Dodał też, że ochrona wzdłuż trasy przejazdu prezydenta była bardzo mocno rozbudowana. "Ochrona była perfekcyjnie zorganizowana, zarówno przez Bułgarów, nasze siły specjalne, jak i lokalną policję. Nie było żadnego zagrożenia w ani jednej minucie pobytu prezydenta" - dodał.
Generał Bieniek zaprzecza też oskarżeniom bułgarskich służb bezpieczeństwa pod adresem polskich mediów, które miały naruszyć porozumienia i zbyt wcześnie poinformować o wizycie prezydenta Pyrwanowa w Iraku. - Umożliwiło to napastnikom zorganizowanie się i dokonanie napadu na jego konwój - twierdzą Bułgarzy. Zdaniem gen. Bieńka - wbrew zarzutom strony bułgarskiej - polscy dziennikarze pracujący w Iraku przekazali informację o wizycie prezydenta już po opuszczeniu przez niego środkowo-południowej strefy stabilizacyjnej.
Polscy dziennikarze umówili się w niedzielę z dowództwem wielonarodowej dywizji, że wiadomości o wizycie prezydenta wyślą ze względów bezpieczeństwa dopiero po jego wylocie z Karbali. Tak też się stało. Do incydentu interpretowanego przez Bułgarów jako zamach na Pyrwanowa doszło kilka godzin przed podaniem przez polskie media informacji o wizycie.
Tymczasem szef bułgarskiej krajowej służby ochrony generał Dymitar Władimirow, który odpowiada za osobistą ochronę Pyrwanowa i towarzyszył prezydentowi w Iraku, powiedział po powrocie do Sofii, iż polskie media nie zastosowały się do porozumienia.
Polacy powinni byli nadać informację o wizycie dopiero po jej zakończeniu. Tak było, kiedy prezydent Aleksander Kwaśniewski odwiedzał Irak oraz przy okazji wizyty prezydenta George'a W. Busha - upominał Polaków Władimirow. "Kiedy istnieje dobra organizacja, nie ma przecieków informacji" - oświadczył.
Według Władimirowa, do konwoju prezydenta strzelano z karabinów maszynowych z dwóch samochodów BMW, które czekały w zasadzce na drodze między polskim obozem Lima a obozem bułgarskim Kilo w Karbali. Jeden pocisk uderzył w kuloodporny pojazd, w którym znajdowali się Pyrwanow i szef sztabu generalnego generał Nikoła Kolew. Ochrona prezydenta odpowiedziała ogniem. Zmieniono trasę konwoju i prezydencki samochód wjechał bocznym wejściem do obozu żołnierzy bułgarskich - powiedział Dymitrow.
Podobny zarzut skierował do polskich mediów rzecznik rządu bułgarskiego Dymitar Conew. W wywiadzie dla telewizji BTW powiedział, że ani o wizycie prezydenta Busha czy brytyjskiego premiera Tony'ego Blaira, ani o niedzielnej wizycie premiera Australii Johna Howarda nie informowano przed ich zakończeniem, jak zrobiły polskie media w niedzielę w przypadku bułgarskiej wizyty. Informacja o trzymanej w ścisłej tajemnicy wizycie przeciekła do polskich mediów - powiedział Conew.
Tymczasem po przylocie do kraju, około 2:00 w nocy, prezydent i towarzyszący mu szef sztabu generalnego gen. Nikoła Kolew odmówili komentarza w sprawie rzekomego ostrzelania w Iraku konwoju prezydenckiego.
em, pap