Dramaturgia futbolu

Dramaturgia futbolu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mieliśmy dzisiaj dwa dramatyczne mecze o różnym przebiegu. Mozna się zastanawiać, czy na pewno w każdym z nich wygrali lepsi. No, ale to jest futbol.
Pierwsze spotkanie Australia – Włochy pozostanie w historii futbolu jako niedocieczony do końca przypadek, gdzie, kontrowersyjna decyzja sędziego decyduje właściwie o wszystkim. Bramka padła już w czasie doliczonym, bodaj w 94 minucie i teraz eksperci i koneserzy, a także zwykli obserwatorzy tego meczu będą się pewnie po wsze czasy spierać czy był faul, czy go nie było. Moim skromnym zdaniem nie było. Napastnik włoski, wedle tego, co widziałem, będąc przy zdrowych zmysłach, przewrócił się o nogi już leżącego obrońcy australijskiego. Tam nie było zamiaru podcięcia, zamysłu wytrącenia z równowagi. Ale taka decyzja padła.
Włosi grali w sumie bardzo nędznie. Oczywiście trzeba dodać, że długi czas występowali w osłabieniu po czerwonej kartce dla jednego z największych brutali włoskich stadionów, Materazziego, ale grali swoją charakterystyczną włoską piłkę: perfidną, wyrachowaną, podstępną, chytrą, cwaną. Tak Włosi grają od zarania dziejów, od kiedy wymyślono futbol, a niektórzy historycy twierdzą, że wymyślono go właśnie we Florencji jeszcze w średniowieczu czy najdalej w renesansie.
Australia zaimponowała wspaniałą wolą walki. To są najbardziej wybiegani zawodnicy na tym turnieju, najlepiej chyba przygotowani szybkościowo, sprawnościowo i kondycyjnie. Ale to nie były tylko walory czysto fizyczne. Potwierdziło się, że Guus Hiddink, który cztery lata temu doprowadził słabiutką przecież Koreę do czwartego miejsca w świecie, jest znakomitym fachowcem. Gra Australii była uporządkowana, metodyczna, wyrozumowana. Tyle że trochę zabrakło w niej w tej iskry szaleństwa, zabrakło fantazji. W momencie gdy przewaga liczebna Australijczyków zarysowała się w tym meczu, można było zaryzykować więcej, można było jeśli nie postawić na jedną kartę, to zaatakować odważniej. A pewnie leży to w naturze Australijczyków i sam się dziwiłem, że nie zdecydowali się powalić klęczącego już na jednym kolanie przeciwnika. Ale nieprzypadkowo to Włosi zdobywali trzykrotnie mistrzostwo świata. Oni są specjalistami od wychodzenia z takich sytuacji pozornie beznadziejnych.
Co to im wróży? Trafiają – teraz już wiemy – na Ukrainę, najsłabszego relatywnie z partnerów i może się okazać, że nie imponując niczym nadmiernie, nie budząc zachwytów, Włosi doturlają się do półfinału, a kto wie czy i nie dalej.

Drugi mecz Szwajcaria – Ukraina to było zupełnie innego pokroju widowisko. Niestety potwierdziło się, że jest to relatywnie najsłabsza para w 1/8 finału. Siły były wyrównane w sposób prawie absolutny. Można powiedzieć, że schemat gry układał się następująco: przy piłce byli Szwajcarzy - niemal dawało to gwarancję, że piłka trafi w przeciągu paru sekund pod nogi piłkarza ukraińskiego. Przy piłce są Ukraińcy - możemy iść o każdy zakład, że już niebawem dostanie się ona Szwajcarom. Ilość niecelnych podań w tym meczu przewyższała chyba wszystkie światowe statystyki. Najlepszym – moim zdaniem – był na boisku lewy obrońca Szwajcarii, no ale właśnie... nie wiadomo dokładnie, któż to był, ponieważ w dwóch kolejnych meczach dwaj sprawozdawcy odmieniali jego nazwisko na wiele sposobów: Manę, Manju, Manjan, Mania. Szwajcarski Czerwony Krzyż powinien rozesłać wici po świecie, a przynajmniej po Szwajcarii, żeby ustalić, z którego kantonu ten piłkarz się wywodzi i jak powinno się prawidłowo wymawiać jego nazwisko.
Była to rzeczywiście mordęga dla oczu, chyba najsłabszy mecz o taką stawkę, Zawodnicy obu drużyn nie byli w stanie strzelić bramki, jęczały tylko po potężnych strzałach poprzeczki. Tu akurat też był remis i równowaga sił niemal idealna; wszystko rozstrzygnęło się w rzutach karnych. I tutaj rzeczywiście Szwajcarzy zademonstrowali słabą odporność fizyczną. To prawie się nie zdarza w turniejach tej rangi, w meczach o taką stawkę, żeby tak fatalnie pudłować, żeby tę czynność, jaką jest rzut karny mieć tak słabo przygotowaną i opanowaną. To wręcz podręcznikowa demonstracja, jak nie powinno się strzelać rzutów karnych.
Na tym tle Ukraińcy zaprezentowali się poprawnie, aczkolwiek potwierdziła się stara znana z historii futbolu zasada, że największa gwiazda przestrzeliwuje rzut karny. Stało się to tym razem udziałem Szewczenki i to nie pierwszy raz w jego karierze. Tym samym Szewczenko, niewątpliwie piłkarz światowej klasy, dołączył do grona, w którym są: i Pele i Maradona, i nasz świętej pamięci Deyna, i Zicco, i Platinii, i Baggio, i możemy tak wymieniać w nieskończoność.
Szwajcarzy w sumie byli chyba ekipą lepiej zorganizowaną, grającą futbal nieco bardziej uporządkowany. Ukraińcy razili tyleż chaotyczną grą, co mogli imponować entuzjazmem, no ale to są debiutanci w tym turnieju. I tak zaszli niesłychanie wysoko i to oni będą reprezentować słowiańską część kontynentu w dalszej konfrontacji.


Czytaj też:
Awans Włochów po karnym w 95 min.
Ukraina wymęczyła ćwierćfinał