Piąta kolumna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie planowaliśmy testować obrony przeciwlotniczej NATO - mówił generał Władimir Michajłow, po tym jak na Litwie rozbił się rosyjski myśliwiec Su-27 - Ale, jak widać, okazała się ona całkiem do niczego - kpił.
W Pribałtyce, za czasów ZSRR oazie spokoju i dobrobytu, gdzie Rosjanie marzyli o spędzeniu emerytury Zimna Wojna trwa. Pribałtyka jest dziś rejonem wrogim. Zasady tej wojny są niemal te same, zmieniły się tylko hasła. W swojej doktrynie wojennej Rosja zachowała sobie prawo do interwencji militarnej w każdym miejscu w świecie, jeśli "uzna, że jej interesy narodowe są tam zagrożone". Taktykę tą testuje się najłatwiej na "piątej kolumnie" (tak o Bałtach mówią moskiewscy eksperci wojskowi). Na tych, którzy zdradzili i gdzie obecna jest - poniewierana w oczach Moskwy - rosyjska mniejszość. Na Łotwie Rosjanie stanowią prawie połowę ludności, w Estonii niewiele mniej. Na tych małych państwach najłatwiej jest budować złudzenie, że jest się jeszcze imperium, że jeszcze nie wszystko stracone.

Rosjanie z pewnością będą nadal naruszać przestrzeń powietrzną krajów bałtyckich. Szczególnie zależy na tym rosyjskiej generalicji, która chlubi się każdym manewrem wyprowadzającym NATO w pole. Ostatnio generałowie robią to coraz bardziej ostentacyjnie. Problemem jest fakt, że nigdy nie udało się zmusić takiego samolotu do lądowania na terytorium któregoś z krajów bałtyckich. Każde naruszenie przestrzeni powietrznej jest torpedowane przez Rosję prośbą o ujawnienie wiarygodnych dowodów. Tym samym reakcja NATO jest o wiele bardziej stonowana. Gdyby Polakom udało się zatrzymać taki samolot, Pribałtyka miałaby o wiele silniejsze argumenty, by zmusić NATO do działania, a nie ciągłego ignorowania sytuacji.

Grzegorz Sadowski