Prawdziwymi bezrobotnymi są młodzi emeryci, a formalni bezrobotni zasilają szarą strefę.
Rzesza ludzi bez pracy w Polsce jest większa od oficjalnych statystyk.
Nieprawda, mniejsza - mówią inni
Pod koniec tego roku stanę na krześle w urzędzie i ogłoszę, że bezrobocia nie ma - mówi Dieter Przewdzing, burmistrz gminy Zdzieszowice w woj. opolskim, 80 km na zachód od Katowic. Jeszcze na początku lat 90. odsetek bezrobotnych w 14-tysięcznym miasteczku i ościennych wioskach, gdzie mieszka 4 tys. ludzi, sięgał 15-16 proc. Według oficjalnych statystyk, obecnie jest to zaledwie 4 proc. Ale burmistrz twierdzi, że w rzeczywistości jest jeszcze lepiej, bo prawdziwych bezrobotnych nie ma. Najlepszym dowodem na to jest chroniczny brak rąk do pracy w gminie. - Od trzech tygodni poszukuję 20 mężczyzn dla firmy Transkor, produkującej torowiska i podkłady kolejowe. Ogłoszenia wiszą w całej gminie, tymczasem na liście do rozmów o tę pracę mam na razie siedmiu chętnych. Podobnymi przykładami burmistrz sypie jak z rękawa: włoski inwestor zakupił w gminie 67 hektarów pola. Chce uprawiać winorośle i szparagi. Wiosną poszukiwał 25 pracowników do sadzenia winnych krzewów, płacił po 7 zł za godzinę. Odebrał 29 telefonów. 16 osób obiecało przyjechać. Przyjechało 14, z czego zaledwie jedna przepracowała miesiąc - załamuje ręce przedsiębiorczy burmistrz Zdzieszowic. On sam pracuje cały czas, by przyciągać do gminy inwestorów. Zniósł lokalny podatek gruntowy i od działalności gospodarczej. Dlatego w Zdzieszowicach znajdziemy zakłady metalowe, drzewne, foliowe, ogrodnicze. Bezrobocia nie ma, bo miejsc pracy jest więcej niż potencjalnych pracowników. Burmistrz odgraża się, że jak tak dalej pójdzie, zacznie ściągać chętnych z Ukrainy.
Na czarno i na szaro
Gdzie są więc ci statystyczni bezrobotni ze Zdzieszowic? - Większość pracuje za granicą na czarno. Część nie pracuje, bo przyzwyczaili się do tego, że w rodzinie wystarczy jedna pensja, tym bardziej jeśli komuś z rodziny udaje się znaleźć pracę w Niemczech lub Holandii - odpowiada burmistrz. W urzędzie "robią statystykę", bo zarejestrowanie się jako bezrobotny nawet bez prawa do zasiłku daje dostęp do państwowej służby zdrowia - dodaje.
Burmistrz Przewdzing zdaje sobie sprawę, że wykonując proste prace za Odrą, można zarobić miesięcznie tysiąc euro. Firmy w jego gminie oferują dużo mniej. - Na razie - dodaje burmistrz i wierzy, że z czasem, kiedy przedsiębiorstwa ze Zdzieszowic się rozwiną, zaczną więcej zarabiać i oferować jeszcze więcej lepiej płatnej pracy, mieszkańcy Zdzieszowic docenią zalety pracy u siebie.
Jednak w skali całego kraju, zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, bezrobocie na koniec czerwca sięgało 19,5 proc. i tego problemu nie da się rozwiązać w rok ani w kilka lat. Tym bardziej że niektórzy oceniają, iż bezrobotnych jest więcej niż w statystykach.
- Ukryte bezrobocie jest ogromne - mówi doc. dr hab. Sławomir Sztaba z Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Za bezrobotnych trzeba uznać przecież ludzi na wcześniejszych emeryturach, zasiłkach przedemerytalnych i rzeszę rencistów. Jego zdaniem, obecną stopę bezrobocia można już dzisiaj szacować wraz z przyszłymi bezrobotnymi, którzy dzisiaj jeszcze pracują.
- Chodzi tu o problem tzw. nadzatrudnienia w firmach państwowych. W samym PKP jest 60 tys. ludzi do zwolnienia - mówi Sztaba.
- Wszystkie spekulacje na temat wielkości stopy bezrobocia są dopuszczalne - uważa Krzysztof Kaczmarek, zastępca dyrektora w Departamencie Rynku Pracy w Ministerstwie Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej. - Trudno uwierzyć, że ktoś, kto od pięciu lat jest bezrobotny, rzeczywiście nie ma pracy - dodaje. Jednak ilu jest w kraju takich pracujących bezrobotnych? Tego nie wie nikt. Kaczmarek podkreśla, że skala bezrobocia jest duża i mimo rozkręcającej się gospodarki nie zacznie się ono zmniejszać w tym samym tempie. - Z naszych doświadczeń wynika, że po dwóch latach osobę bez pracy trzeba przyuczać do wykonywanego wcześniej zawodu. Technologie zmieniają się szybko. Mała jest szansa, że bezrobotny operator dźwigu sprzed kilku lat dostanie nowo powstały etat dźwigowego w firmie, która właśnie zakupiła najnowszy sprzęt - ilustruje przykładem reguły rządzące rynkiem pracy Kaczmarek. - W ciągu 10 lat zmienia się 80 proc. technologii - kończy.
Dwa piwka i już
Problemu zmniejszenia stopy bezrobocia nie da się załatwić jedynie tworzeniem nowych miejsc pracy. Sami bezrobotni muszą chcieć tę pracę podjąć. Tymczasem w Polsce wielu dostosowało swoje potrzeby już nie tylko do wysokości zasiłku (podstawowy wynosi 504,20 zł), który najczęściej wygasa po 6 miesiącach, ale do ok. 200 zł zapomogi z opieki społecznej, na którą mogą liczyć po utracie prawa do zasiłku.
- Wielkim problemem jest także etyka pracy, zupełnie zniszczona w czasach PRL - mówi Sztaba. Zdaniem ekonomisty z INE PAN, w zwalczaniu bezrobocia ważny jest tzw. próg aspiracji ludności. A ten wśród bezrobotnych nie jest wysoki.
- Jeśli dla kogoś ten próg to dwa piwa dziennie, to taka osoba nigdy nie pójdzie do pracy. Prędzej ukradnie kilka złotych na te dwa piwa - mówi Sztaba.
Pracy szukają wyłącznie ci, u których próg jest na wysokim poziomie. Ale i oni muszą mieć motywację. - Musimy pamiętać o tym, że dla pobierających zasiłek koszt podjęcia pracy jest wyższy, bo oznacza utratę tej pomocy - mówi naukowiec.
- Nie wszyscy szanują pracę - twierdzi Stanisław Mikos, właściciel firmy Mixpol, produkującej listwy przypodłogowe i okleiny meblowe z siedzibą na Górnym Śląsku i filią w Zdzieszowicach. Zanim w Zdzieszowicach zatrudnił 40 osób, przez jego zakład przewinęło się prawie 100 pracowników. Niektórzy byli w pracy 2-3 dni, potem już nie przyszli. Na Śląsku ludzie bardziej cenią pracę - ocenia Mikos. Są po doświadczeniach, m.in. po ciężkiej robocie w kopalni, i potrafią docenić, czym jest praca na powierzchni.
W resorcie gospodarki i pracy mówi się, że największy problem stanowią osoby, które naukę zakończyły na szkole podstawowej. - Osoby z tej grupy nawet jeśli podejmą pracę, mają problemy z jej utrzymaniem - mówi Kaczmarek. Ich szanse wejścia na rynek pracy są najmniejsze. Trudno im wytłumaczyć, że powinni się dokształcać.
A takich ludzi jest dwa miliony - około 70 proc. zarejestrowanych bezrobotnych. W tej sytuacji na znaczną poprawę wskaźników zatrudnienia nie ma co liczyć. Przynajmniej do czasu aż poprawi się poziom wykształcenia Polaków.
Od niedzieli bezrobotni
Kłopoty z pracą w Radomiu
Będziemy zmuszeni zwolnić ok. 14 proc. zatrudnionych - mówi Rafał Grzeszek, dyrektor centrum handlowego M1- największej placówki handlowej w Radomiu. M1, w którym znajduje się m.in. hipermarket Real i kilkadziesiąt mniejszych sklepów, zatrudnia obecnie ponad 1000 osób. Pracę mogą stracić nie tylko ekspedienci, ale m.in. część pracowników ochrony i osoby sprzątające.
- Analizujemy zaistniałą sytuację. Na razie szacujemy, że spośród 300 osób zatrudnionych w hipermarkecie Hypernova zwolnimy od 15 do 20 proc. - mówi Dominika Kosman, rzecznik prasowy Ahold Polska, właściciela sieci.
Widmo zwolnień to wynik niedawnej uchwały radnych Radomia, którzy zadecydowali, by do trzech godzin ograniczyć pracę wszystkich sklepów w niedzielę. Do sięgającej prawie 50 tys. listy bezrobotnych w Radomskiem mogą więc dołączyć kolejni. Tymczasem pomysł radomskich radnych ma wielu naśladowców.
- W każdym mieście, gdzie ograniczy się godziny handlowania, skala planowanych zwolnień będzie podobna do Radomia - ostrzega rzeczniczka Ahold Polska.
Dzisiaj co trzeci zdolny do pracy mieszkaniec Radomia jest bezrobotny. Jeszcze gorzej jest w powiecie radomskim, gdzie stopa bezrobocia przekroczyła w końcu lipca tego roku 34 proc. Nastroje społeczne są marne. Wielu mieszkańców uważa Radom za miasto upadłe, gdzie nic się nie może udać. To efekt bankructw kolejnych popeerelowskich zakładów i odebrania Radomskiemu statusu województwa.
Dziś w witrynach sklepowych w Radomiu zamiast ofert pracy dla asystentów sprzedaży wiszą plakaty nawołujące do udziału w marszu protestacyjnym bezrobotnych na stolicę.
Ogłoszenia o pracy znaleźć można w urzędzie zatrudnienia - jest praca dla informatyka, technika budowlanego, handlowców i specjalisty ds. marketingu ze znajomością języka tureckiego i branży skórzanej.
To jednak za mało - na jedną ofertę przypada 46 bezrobotnych. Kilka metrów dalej tablica, gdzie sami bezrobotni wywieszają swoje anonse. Pracy szukają 48-letni tłumacz włoskiego, 24-letni kierowca, zdun 30-latek i 38-letnia sprzątaczka.
Są jeszcze ogłoszenia w poniedziałkowym dodatku do radomskiej Gazety Wyborczej - Gazeta Praca. 90 procent z nich to jednak anonse o pracy w odległej o dwie godziny jazdy autobusem Warszawie. - W stolicy pracuje dziś 12 tys. radomian - mówi Sławomir Fularski, wicedyrektor powiatowego urzędu pracy.
Prezydent Radomia Zdzisław Marcinkowski (bezpartyjny) złożył wniosek o zniesienie uchwały samorządowców w sprawie skrócenia czasu pracy sklepów w niedziele i ma nadzieję, że we wrześniu handel wróci do normy.
Jego zastępca Andrzej Banasiewicz z optymizmem opowiada o planach stworzenia w regionie centrum logistycznego do transportu warzyw i owoców i przyciągnięcia inwestorów.
- Mało kto wie, że 93 procent krajowej produkcji papryki i jedna trzecia produkcji jabłek pochodzi z naszego regionu - mówi Banasiewicz. Na razie jednak na produkcji płodów rolnych się kończy. Radom nie ma żadnego zakładu przetwórczego, a bez centrum logistycznego trudno marzyć o sprawnej dystrybucji świeżych owoców.
Nawet działająca od czterech lat w Radomiu podstrefa Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej z szeregiem ulg dla inwestorów nie zmieniła znacząco sytuacji. W strefie jest już 15 zakładów, które zatrudniają łącznie 600 osób, podczas gdy bez pracy pozostaje w powiecie radomskim ponad 47 tys. ludzi, z czego w samym Radomiu 27,3 tysiąca.
Włodarze Radomia starają się zachęcić inwestorów do zainteresowania się regionem, gdzie koszty pracy czy dzierżawy gruntu, lokalu są wciąż jeszcze niższe niż w nieodległej stolicy.
- Korzystając ze środków unijnych, chcemy tworzyć infrastrukturę, która przyciągnie inwestorów i przyczyni się do ograniczenia bezrobocia - mówi Banasiewicz, który ma dosyć kojarzenia regionu z byłym Łucznikiem.
Nasze spotkanie z magistracie przerywa telefon z informacją, że przyjechali goście z Kanady - potencjalni inwestorzy w Radomiu.
- Koniunktura gospodarcza się ożywia, takich spotkań mamy coraz więcej, a Radom ma szansę - mówi prezydent Marcinkowski.
Warunki konieczne, by stopa bezrobocia zaczęła w Polsce spadać
Mówi: doc. dr hab. Sławomir Sztaba INE PAN:
1. Rozwój gospodarczy. Bez tego trudno marzyć, by powstawały nowe miejsca pracy.
2. Zmniejszenie kosztów podjęcia pracy. Np. dla samozatrudniających się, którzy muszą płacić miesięcznie tyle samo co dobrze prosperujący przedsiębiorca.
3. Zaprowadzenie większego porządku w świadczeniach społecznych. Mniej niż obecnie tytułów do udzielania pomocy ludziom pozostającym bez pracy.
4. W samym prawie pracy trzeba zmienić zapisy dotyczące zwolnień pracowników. Pracodawca powinien mieć większą swobodę przy ograniczaniu zatrudnienia w okresie dekoniunktury. Wówczas łatwiej przyjmie nowych w czasie wzrostu gospodarczego. W innym wypadku nie zatrudni ich, bo będzie się bać tego, co go czeka w czasie recesji.
Zmniejszyć bezrobocie! Jak? Porady z Hiszpanii:
nowe kontrakty w tym dla pracowników czasowych. Jeszcze siedem lat po śmierci Franco pracodawca hiszpański był zobowiązany do zatrudniania pracowników na umowę na czas nieokreślony.
rozwój gospodarczy dzięki któremu bezrobocie w Hiszpanii spadło z ponad 20 proc. do kilkunastu.
mniejsze odprawy dla zwalnianych pracowników, gdy firmy znajdują się w trudnej sytuacji finansowej.
Łatwiejsze zwalnianie w czasie recesji, co oznacza jednocześnie łatwiejsze zatrudnianie, gdy powróci koniunktura. Rynek pracy staje się w ten sposób bardziej elastyczny.
Hiszpanie boją się, że stracą pracę
Hiszpanie pytani niedawno przez instytut badawczy o to, czego najbardziej obawiają się w życiu, na pierwszym miejscu wymienili bezrobocie, dopiero za nim znalazł się terroryzm i obawa przed rosnącymi szybko cenami mieszkań.
Oznacza to, że mieszkańcy kraju korridy nie zapomnieli o 1984 roku, kiedy stopa bezrobocia osiągnęła najwyższy w powojennej historii poziom 25 proc. Nie zapomnieli o 1994 roku, kiedy po latach spadków procent bezrobotnych znowu wzrósł - do 16 proc. Nie mogą zapomnieć wreszcie, że wśród starych członków UE wciąż mają najwyższy poziom bezrobocia, sięgający dzisiaj prawie 11 proc.
Nieprawda, mniejsza - mówią inni
Pod koniec tego roku stanę na krześle w urzędzie i ogłoszę, że bezrobocia nie ma - mówi Dieter Przewdzing, burmistrz gminy Zdzieszowice w woj. opolskim, 80 km na zachód od Katowic. Jeszcze na początku lat 90. odsetek bezrobotnych w 14-tysięcznym miasteczku i ościennych wioskach, gdzie mieszka 4 tys. ludzi, sięgał 15-16 proc. Według oficjalnych statystyk, obecnie jest to zaledwie 4 proc. Ale burmistrz twierdzi, że w rzeczywistości jest jeszcze lepiej, bo prawdziwych bezrobotnych nie ma. Najlepszym dowodem na to jest chroniczny brak rąk do pracy w gminie. - Od trzech tygodni poszukuję 20 mężczyzn dla firmy Transkor, produkującej torowiska i podkłady kolejowe. Ogłoszenia wiszą w całej gminie, tymczasem na liście do rozmów o tę pracę mam na razie siedmiu chętnych. Podobnymi przykładami burmistrz sypie jak z rękawa: włoski inwestor zakupił w gminie 67 hektarów pola. Chce uprawiać winorośle i szparagi. Wiosną poszukiwał 25 pracowników do sadzenia winnych krzewów, płacił po 7 zł za godzinę. Odebrał 29 telefonów. 16 osób obiecało przyjechać. Przyjechało 14, z czego zaledwie jedna przepracowała miesiąc - załamuje ręce przedsiębiorczy burmistrz Zdzieszowic. On sam pracuje cały czas, by przyciągać do gminy inwestorów. Zniósł lokalny podatek gruntowy i od działalności gospodarczej. Dlatego w Zdzieszowicach znajdziemy zakłady metalowe, drzewne, foliowe, ogrodnicze. Bezrobocia nie ma, bo miejsc pracy jest więcej niż potencjalnych pracowników. Burmistrz odgraża się, że jak tak dalej pójdzie, zacznie ściągać chętnych z Ukrainy.
Na czarno i na szaro
Gdzie są więc ci statystyczni bezrobotni ze Zdzieszowic? - Większość pracuje za granicą na czarno. Część nie pracuje, bo przyzwyczaili się do tego, że w rodzinie wystarczy jedna pensja, tym bardziej jeśli komuś z rodziny udaje się znaleźć pracę w Niemczech lub Holandii - odpowiada burmistrz. W urzędzie "robią statystykę", bo zarejestrowanie się jako bezrobotny nawet bez prawa do zasiłku daje dostęp do państwowej służby zdrowia - dodaje.
Burmistrz Przewdzing zdaje sobie sprawę, że wykonując proste prace za Odrą, można zarobić miesięcznie tysiąc euro. Firmy w jego gminie oferują dużo mniej. - Na razie - dodaje burmistrz i wierzy, że z czasem, kiedy przedsiębiorstwa ze Zdzieszowic się rozwiną, zaczną więcej zarabiać i oferować jeszcze więcej lepiej płatnej pracy, mieszkańcy Zdzieszowic docenią zalety pracy u siebie.
Jednak w skali całego kraju, zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, bezrobocie na koniec czerwca sięgało 19,5 proc. i tego problemu nie da się rozwiązać w rok ani w kilka lat. Tym bardziej że niektórzy oceniają, iż bezrobotnych jest więcej niż w statystykach.
- Ukryte bezrobocie jest ogromne - mówi doc. dr hab. Sławomir Sztaba z Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Za bezrobotnych trzeba uznać przecież ludzi na wcześniejszych emeryturach, zasiłkach przedemerytalnych i rzeszę rencistów. Jego zdaniem, obecną stopę bezrobocia można już dzisiaj szacować wraz z przyszłymi bezrobotnymi, którzy dzisiaj jeszcze pracują.
- Chodzi tu o problem tzw. nadzatrudnienia w firmach państwowych. W samym PKP jest 60 tys. ludzi do zwolnienia - mówi Sztaba.
- Wszystkie spekulacje na temat wielkości stopy bezrobocia są dopuszczalne - uważa Krzysztof Kaczmarek, zastępca dyrektora w Departamencie Rynku Pracy w Ministerstwie Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej. - Trudno uwierzyć, że ktoś, kto od pięciu lat jest bezrobotny, rzeczywiście nie ma pracy - dodaje. Jednak ilu jest w kraju takich pracujących bezrobotnych? Tego nie wie nikt. Kaczmarek podkreśla, że skala bezrobocia jest duża i mimo rozkręcającej się gospodarki nie zacznie się ono zmniejszać w tym samym tempie. - Z naszych doświadczeń wynika, że po dwóch latach osobę bez pracy trzeba przyuczać do wykonywanego wcześniej zawodu. Technologie zmieniają się szybko. Mała jest szansa, że bezrobotny operator dźwigu sprzed kilku lat dostanie nowo powstały etat dźwigowego w firmie, która właśnie zakupiła najnowszy sprzęt - ilustruje przykładem reguły rządzące rynkiem pracy Kaczmarek. - W ciągu 10 lat zmienia się 80 proc. technologii - kończy.
Dwa piwka i już
Problemu zmniejszenia stopy bezrobocia nie da się załatwić jedynie tworzeniem nowych miejsc pracy. Sami bezrobotni muszą chcieć tę pracę podjąć. Tymczasem w Polsce wielu dostosowało swoje potrzeby już nie tylko do wysokości zasiłku (podstawowy wynosi 504,20 zł), który najczęściej wygasa po 6 miesiącach, ale do ok. 200 zł zapomogi z opieki społecznej, na którą mogą liczyć po utracie prawa do zasiłku.
- Wielkim problemem jest także etyka pracy, zupełnie zniszczona w czasach PRL - mówi Sztaba. Zdaniem ekonomisty z INE PAN, w zwalczaniu bezrobocia ważny jest tzw. próg aspiracji ludności. A ten wśród bezrobotnych nie jest wysoki.
- Jeśli dla kogoś ten próg to dwa piwa dziennie, to taka osoba nigdy nie pójdzie do pracy. Prędzej ukradnie kilka złotych na te dwa piwa - mówi Sztaba.
Pracy szukają wyłącznie ci, u których próg jest na wysokim poziomie. Ale i oni muszą mieć motywację. - Musimy pamiętać o tym, że dla pobierających zasiłek koszt podjęcia pracy jest wyższy, bo oznacza utratę tej pomocy - mówi naukowiec.
- Nie wszyscy szanują pracę - twierdzi Stanisław Mikos, właściciel firmy Mixpol, produkującej listwy przypodłogowe i okleiny meblowe z siedzibą na Górnym Śląsku i filią w Zdzieszowicach. Zanim w Zdzieszowicach zatrudnił 40 osób, przez jego zakład przewinęło się prawie 100 pracowników. Niektórzy byli w pracy 2-3 dni, potem już nie przyszli. Na Śląsku ludzie bardziej cenią pracę - ocenia Mikos. Są po doświadczeniach, m.in. po ciężkiej robocie w kopalni, i potrafią docenić, czym jest praca na powierzchni.
W resorcie gospodarki i pracy mówi się, że największy problem stanowią osoby, które naukę zakończyły na szkole podstawowej. - Osoby z tej grupy nawet jeśli podejmą pracę, mają problemy z jej utrzymaniem - mówi Kaczmarek. Ich szanse wejścia na rynek pracy są najmniejsze. Trudno im wytłumaczyć, że powinni się dokształcać.
A takich ludzi jest dwa miliony - około 70 proc. zarejestrowanych bezrobotnych. W tej sytuacji na znaczną poprawę wskaźników zatrudnienia nie ma co liczyć. Przynajmniej do czasu aż poprawi się poziom wykształcenia Polaków.
Od niedzieli bezrobotni
Kłopoty z pracą w Radomiu
Będziemy zmuszeni zwolnić ok. 14 proc. zatrudnionych - mówi Rafał Grzeszek, dyrektor centrum handlowego M1- największej placówki handlowej w Radomiu. M1, w którym znajduje się m.in. hipermarket Real i kilkadziesiąt mniejszych sklepów, zatrudnia obecnie ponad 1000 osób. Pracę mogą stracić nie tylko ekspedienci, ale m.in. część pracowników ochrony i osoby sprzątające.
- Analizujemy zaistniałą sytuację. Na razie szacujemy, że spośród 300 osób zatrudnionych w hipermarkecie Hypernova zwolnimy od 15 do 20 proc. - mówi Dominika Kosman, rzecznik prasowy Ahold Polska, właściciela sieci.
Widmo zwolnień to wynik niedawnej uchwały radnych Radomia, którzy zadecydowali, by do trzech godzin ograniczyć pracę wszystkich sklepów w niedzielę. Do sięgającej prawie 50 tys. listy bezrobotnych w Radomskiem mogą więc dołączyć kolejni. Tymczasem pomysł radomskich radnych ma wielu naśladowców.
- W każdym mieście, gdzie ograniczy się godziny handlowania, skala planowanych zwolnień będzie podobna do Radomia - ostrzega rzeczniczka Ahold Polska.
Dzisiaj co trzeci zdolny do pracy mieszkaniec Radomia jest bezrobotny. Jeszcze gorzej jest w powiecie radomskim, gdzie stopa bezrobocia przekroczyła w końcu lipca tego roku 34 proc. Nastroje społeczne są marne. Wielu mieszkańców uważa Radom za miasto upadłe, gdzie nic się nie może udać. To efekt bankructw kolejnych popeerelowskich zakładów i odebrania Radomskiemu statusu województwa.
Dziś w witrynach sklepowych w Radomiu zamiast ofert pracy dla asystentów sprzedaży wiszą plakaty nawołujące do udziału w marszu protestacyjnym bezrobotnych na stolicę.
Ogłoszenia o pracy znaleźć można w urzędzie zatrudnienia - jest praca dla informatyka, technika budowlanego, handlowców i specjalisty ds. marketingu ze znajomością języka tureckiego i branży skórzanej.
To jednak za mało - na jedną ofertę przypada 46 bezrobotnych. Kilka metrów dalej tablica, gdzie sami bezrobotni wywieszają swoje anonse. Pracy szukają 48-letni tłumacz włoskiego, 24-letni kierowca, zdun 30-latek i 38-letnia sprzątaczka.
Są jeszcze ogłoszenia w poniedziałkowym dodatku do radomskiej Gazety Wyborczej - Gazeta Praca. 90 procent z nich to jednak anonse o pracy w odległej o dwie godziny jazdy autobusem Warszawie. - W stolicy pracuje dziś 12 tys. radomian - mówi Sławomir Fularski, wicedyrektor powiatowego urzędu pracy.
Prezydent Radomia Zdzisław Marcinkowski (bezpartyjny) złożył wniosek o zniesienie uchwały samorządowców w sprawie skrócenia czasu pracy sklepów w niedziele i ma nadzieję, że we wrześniu handel wróci do normy.
Jego zastępca Andrzej Banasiewicz z optymizmem opowiada o planach stworzenia w regionie centrum logistycznego do transportu warzyw i owoców i przyciągnięcia inwestorów.
- Mało kto wie, że 93 procent krajowej produkcji papryki i jedna trzecia produkcji jabłek pochodzi z naszego regionu - mówi Banasiewicz. Na razie jednak na produkcji płodów rolnych się kończy. Radom nie ma żadnego zakładu przetwórczego, a bez centrum logistycznego trudno marzyć o sprawnej dystrybucji świeżych owoców.
Nawet działająca od czterech lat w Radomiu podstrefa Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej z szeregiem ulg dla inwestorów nie zmieniła znacząco sytuacji. W strefie jest już 15 zakładów, które zatrudniają łącznie 600 osób, podczas gdy bez pracy pozostaje w powiecie radomskim ponad 47 tys. ludzi, z czego w samym Radomiu 27,3 tysiąca.
Włodarze Radomia starają się zachęcić inwestorów do zainteresowania się regionem, gdzie koszty pracy czy dzierżawy gruntu, lokalu są wciąż jeszcze niższe niż w nieodległej stolicy.
- Korzystając ze środków unijnych, chcemy tworzyć infrastrukturę, która przyciągnie inwestorów i przyczyni się do ograniczenia bezrobocia - mówi Banasiewicz, który ma dosyć kojarzenia regionu z byłym Łucznikiem.
Nasze spotkanie z magistracie przerywa telefon z informacją, że przyjechali goście z Kanady - potencjalni inwestorzy w Radomiu.
- Koniunktura gospodarcza się ożywia, takich spotkań mamy coraz więcej, a Radom ma szansę - mówi prezydent Marcinkowski.
Warunki konieczne, by stopa bezrobocia zaczęła w Polsce spadać
Mówi: doc. dr hab. Sławomir Sztaba INE PAN:
1. Rozwój gospodarczy. Bez tego trudno marzyć, by powstawały nowe miejsca pracy.
2. Zmniejszenie kosztów podjęcia pracy. Np. dla samozatrudniających się, którzy muszą płacić miesięcznie tyle samo co dobrze prosperujący przedsiębiorca.
3. Zaprowadzenie większego porządku w świadczeniach społecznych. Mniej niż obecnie tytułów do udzielania pomocy ludziom pozostającym bez pracy.
4. W samym prawie pracy trzeba zmienić zapisy dotyczące zwolnień pracowników. Pracodawca powinien mieć większą swobodę przy ograniczaniu zatrudnienia w okresie dekoniunktury. Wówczas łatwiej przyjmie nowych w czasie wzrostu gospodarczego. W innym wypadku nie zatrudni ich, bo będzie się bać tego, co go czeka w czasie recesji.
Zmniejszyć bezrobocie! Jak? Porady z Hiszpanii:
nowe kontrakty w tym dla pracowników czasowych. Jeszcze siedem lat po śmierci Franco pracodawca hiszpański był zobowiązany do zatrudniania pracowników na umowę na czas nieokreślony.
rozwój gospodarczy dzięki któremu bezrobocie w Hiszpanii spadło z ponad 20 proc. do kilkunastu.
mniejsze odprawy dla zwalnianych pracowników, gdy firmy znajdują się w trudnej sytuacji finansowej.
Łatwiejsze zwalnianie w czasie recesji, co oznacza jednocześnie łatwiejsze zatrudnianie, gdy powróci koniunktura. Rynek pracy staje się w ten sposób bardziej elastyczny.
Hiszpanie boją się, że stracą pracę
Hiszpanie pytani niedawno przez instytut badawczy o to, czego najbardziej obawiają się w życiu, na pierwszym miejscu wymienili bezrobocie, dopiero za nim znalazł się terroryzm i obawa przed rosnącymi szybko cenami mieszkań.
Oznacza to, że mieszkańcy kraju korridy nie zapomnieli o 1984 roku, kiedy stopa bezrobocia osiągnęła najwyższy w powojennej historii poziom 25 proc. Nie zapomnieli o 1994 roku, kiedy po latach spadków procent bezrobotnych znowu wzrósł - do 16 proc. Nie mogą zapomnieć wreszcie, że wśród starych członków UE wciąż mają najwyższy poziom bezrobocia, sięgający dzisiaj prawie 11 proc.