Dziennik „Jutarnji list” opublikował nagranie z kamery na węźle Brenicki Hum, które powstało około 7 minut przed tragicznym wypadkiem polskiego autobusu. Widać na nim, jak pojazd sprawnie jedzie po swoim pasie. Nie widać, by kierowca wykonywał jakieś niepokojące manewry. Panują dobre warunki atmosferyczne, a ruch nie jest wielki.
Do wypadku doszło około godz. 5:40. Z niewyjaśnionych dotąd przyczyn autokar zjechał z drogi. – Nieszczęśliwość tego wypadku polega na tym, że kierowca trafił na betonowy przepust i rów. Prędkość autostradowa, rzędu 100 km/h, jest miażdżąca w takiej sytuacji – oceniał na antenie RFM FM ekspert ds. ruchu drogowego Łukasz Kucharski.
Jechali do Medziugorie. 12 osób nie żyje
Autokarem podróżowały 44 osoby, w tym dwóch kierowców. Grupa Polaków uczestniczyła w pielgrzymce do Medziugorie zorganizowanej przez Biuro Bractwa św. Józefa. Pątnicy wyruszyli w piątek z Częstochowy. W autokarze znajdowały się 42 osoby z okolic Sokołowa, Konina i Jedlni pod Radomiem.
W wypadku zginęło na miejscu 11 osób, a 12. zmarła w szpitalu. Wśród ofiar śmiertelnych jest jeden z prowadzących pojazd. O pozostałych poszkodowanych mówił minister Adam Niedzielski, który na polecenie premiera Mateusza Morawieckiego udał się do Chorwacji. – 32 ranne osoby są rozlokowane w pięciu szpitalach, 19 z nich jest w stanie ciężkim – mówił minister zdrowia. Stan pozostałych 11 rannych osób jest określany jako „średni”.
Polska misja medyczna w Chorwacji została podzielona na dwa zespoły. Jeden koncentruje się na pomocy pacjentom na północ od Zagrzebia. Zbierana jest dokumentacja medyczna, na podstawie której mają być podejmowane decyzje o ewentualnym transporcie rannych do Polski. – Jeżeli jakikolwiek pacjent po ocenie będzie możliwy do przetransportowania, wróci prawdopodobnie jeszcze dziś wieczorem z nami do kraju – zapowiedział Niedzielski.
Śledztwo ws. wypadku
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną wypadku. Chorwackie media wśród możliwych przyczyn wskazują zasłabnięcie bądź zaśnięcie kierowcy. Sprawę badają odpowiednie służby.
Na polecenie Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro warszawska prokuratura wszczęła śledztwo pod kątem „sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu lub zdrowiu wielu osób, w następstwie której śmierć poniosło 12 osób”. Chodzi o czyn z art. 173 par. 3 Kodeksu karnego. Zgodnie z nim, winnemu grozi kara od 2 do 12 lat więzienia.
Przewoźnik zapewnia: Kierowcy nie byli zmęczeni
Do właściciela autokaru dotarła redakcja Business Insidera. To Jacek Antoszkiewicz, którego firma zarejestrowana jest w Płońsku. Mężczyzna w rozmowie z dziennikarzami zapewniał, że kierowcami byli doświadczeni Polacy i zapowiedział pełną współpracę ze służbami. Nie krył załamania sytuacją. – Wszystko było zorganizowane tak, jak należy. To mogę zaręczyć – zapewniał wcześniej mężczyzna w rozmowie z portalem Money.pl. Podkreślał też, że jego pracownicy nie mogli być zmęczeni. Jeden z kierowców nie żyje.
Autokar był sprawny
Główny Inspektor Transportu Drogowego Alvin Gajadhur na antenie Polsat News mówił, że pojazd przeszedł badania techniczne 13 czerwca, były one ważne do 13 grudnia. - Zakładamy, że był w dobrym stanie, to też zapewne będą badali biegli. Tutaj trzeba czekać na ustalenia śledczych, tak samo, będzie trzeba przenalizować czas pracy kierowców – wskazywał ekspert.
Czytaj też:
„To było straszne, jak w horrorze”. Strażak relacjonuje wypadek w Chorwacji