„Pseudoafera” KPO? Przedsiębiorcy oburzeni: „Poczułem się jak prywaciarz za PRL-u”

„Pseudoafera” KPO? Przedsiębiorcy oburzeni: „Poczułem się jak prywaciarz za PRL-u”

Przedsiębiorcy reagują na „aferę KPO”
Przedsiębiorcy reagują na „aferę KPO” Źródło: Shutterstock
Nie mówią o aferze, tylko „pseudoaferze”. Jedni otrzymali część środków, drudzy nie zobaczyli ani złotówki, kolejni ze swoich projektów się wycofali, ale na mapie dotacji w ramach KPO i tak ich umieszczono. – Dostaje nam się to, że przygotowaliśmy projekty zgodnie z zasadami – mówią nam przedsiębiorcy, którzy boją się, że dotacje prędzej przyniosą bankructwa niż rozwój.

Jachty, katamarany, solaria i sauny. Gdy światło dzienne ujrzała mapa z dotacjami, o które wnioskowali restauratorzy i hotelarze w ramach Krajowego Planu Odbudowy, wybuchła afera. Stanowiskiem przypłaciła ją szefowa Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, a premier Donald Tusk domagał się sprawdzenia każdej złotówki. Ruszyły więc kontrole, przedstawiciele Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej zapowiadali, że sprawdzani będą nie tylko operatorzy programu, ale też beneficjenci. Sprawą zajęła się również prokuratura.

– Jeśli się komuś wydaje, że ktoś po prostu dostaje pieniądze na jacht, to jest absolutnie bzdura. Na każdym etapie jesteśmy weryfikowani – mówi nam Krzysztof Przyłucki, właściciel Folwarku Łękuk i jeden z hotelarzy, który wnioskował o środki z KPO.

Poza tym przedsiębiorcy najpierw pieniądze musieli wydać, jacht albo saunę kupić, a dopiero potem wnioskować o zwrot kosztów. Z danych PARP wynika, że łącznie zawarto ponad 3 tysiące umów na różnego rodzaju projekty opiewające na kwotę około 1,2 miliarda złotych. To – jak zwracało uwagę MFiPR – mniej niż 0,5 proc. wartości całego KPO. Jednak kwota wypłaconych środków to zaledwie ułamek tej puli – około 110 milionów złotych. I minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz ogłosiła właśnie, że dopóki umowy nie zostaną skontrolowane, beneficjenci wypłat nie otrzymają.

Miesiące oczekiwania, własne środki i niepewność

Krzysztof Przyłucki przewiduje, że program, który miał wzmocnić branżę, w praktyce może doprowadzić wiele firm do bankructwa. Sam, jeszcze przed wybuchem afery, czekał na zwrot środków długie miesiące. Jak opowiada, w marcu składał pierwszy z wniosków o częściową płatność, na mniej niż jedną trzecią wartości projektu. W teorii operator programu miał na jego wniosku 30 dni, w praktyce trwało to cztery miesiące. Dopiero w lipcu hotel otrzymał pierwszą transzę środków. – Zakładaliśmy, że dostaniemy zwrot szybciej, więc międzyczasie realizowaliśmy dalsze zakupy – zaznacza.

– Na szczęście jest sezon, nie mamy teraz problemów z płynnością. Ale na przednówku, w kwietniu czy maju, było ciężko. Musieliśmy posiłkować się kredytem obrotowym – przyznaje.
Artykuł został opublikowany w 33/2025 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.