Sąd nie aresztował Aleksandra L. i Wojciecha S.

Sąd nie aresztował Aleksandra L. i Wojciecha S.

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wojciech Sumliński (Fot. Z. Furman)
Sąd nie zgodził się na areszt dla Aleksandra L. i Wojciecha S., podejrzanych o żądanie od żołnierza b. WSI 200 tys. zł za obietnicę załatwienia mu pozytywnej weryfikacji.

Oddalając w czwartek wniosek prokuratury o areszt, stołeczny sąd rejonowy zastosował wobec obu podejrzanych po 70 tys. zł kaucji oraz dozór policji i zakaz opuszczania kraju, jak również zakaz ich wzajemnych kontaktów.

"Sąd uznał, że istnieje duże prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanych im czynów, ale nie jest konieczne stosowanie wobec nich aresztu" - powiedział rzecznik warszawskiego Sądu Okręgowego Wojciech Małek.

Na konferencji prasowej, zwołanej zaraz po decyzji sądu, szef warszawskiego oddziału Prokuratury Krajowej Robert Majewski nie przesądził, czy prokuratura się odwoła. Wystąpiła ona o areszt wobec groźby matactwa ze strony podejrzanych oraz grożącej im wysokiej kary (za płatną protekcję grozi do 8 lat więzienia). L. był oficerem wojskowych służb specjalnych PRL, S. to dziennikarz. Obaj nie przyznają się do winy.

We wtorek ABW przeszukała w związku z tym śledztwem mieszkania S. i L. oraz dwóch członków komisji weryfikacyjnej WSI Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Nie postawiono im zarzutów, a przesłuchano jako świadków.

Śledztwo w sprawie płatnej protekcji w związku z weryfikowaniem b. żołnierzy WSI trwa od grudnia 2007 r. - ujawnił wiceprokurator generalny Jerzy Szymański. Oficer b. WSI zawiadomił prokuraturę, że proponowano mu pośrednictwo w załatwieniu pozytywnej weryfikacji za 200 tys. zł. Według niego, Aleksander L. i Wojciech S. mieli w okresie od grudnia 2006 r. do 25 stycznia 2007 r., działając wspólnie i w porozumieniu oferować, że za 200 tys. zł mogą załatwić pozytywną weryfikację.

Prokuratura nie ujawnia, czy Aleksander L. i Wojciech S. mieli rzeczywiste wpływy w komisji weryfikacyjnej WSI, czy tylko blefowali. Majewski podkreślił, że czyny obu podejrzanych były "w ścisłym związku".

Ujawnił, że inny wątek śledztwa dotyczy podejrzenia wycieku informacji niejawnych, ale nie potwierdził doniesień mediów, że chodzi o oferowanie mediom tajnego aneksu do raportu z weryfikacji WSI. Dodał, że podczas przeszukań u zatrzymanych znaleziono tajne materiały - nie ujawnił jakie.

Szymański powiedział, że prokuratura nie ujawni żadnych dowodów w tej sprawie, dopóki do sądu nie trafi akt oskarżenia.

Pytany, czemu o sprawie nie został powiadomiony szef komisji weryfikacyjnej ds. WSI Jan Olszewski, Majewski podkreślił, że prokuratura ma obowiązek powiadomić szefa instytucji publicznej o przedstawieniu zarzutów podwładnemu - a tu nic takiego się nie stało. Ujawnił zarazem, że podczas przesłuchań zabezpieczono 2 laptopy należące do komisji weryfikacyjnej.

Szymański podkreślił, że nikt - w szczególności TVP - nie dostał od prowadzących śledztwo zgody na rejestrowanie czynności ABW i prokuratury u Bączka, a takich nagrań można dokonać tylko na potrzeby śledztwa. Szymański dodał, że zabezpieczone u dziennikarzy materiały będą wyłączone do odrębnego postępowania. "Nie oceniam tej kwestii. Takiej oceny dokona prokurator prowadzący postępowanie" - zaznaczył. Majewski dodał, że teoretycznie dziennikarze mogą mieć zarzuty utrudniania śledztwa.

Dziennikarze nie chcieli się podporządkować funkcjonariuszom ABW wykonującym czynności, którzy mają ustawowe prawo takie polecenia wydawać - oświadczył wiceszef ABW ppłk Paweł Białek.

Pytany przez dziennikarkę "Misji specjalnej" TVP, czemu nie ogrodzono terenu operacji ABW, Białek odparł, że funkcjonariusze działający na polecenie prokuratury starają się działać dyskretnie i z poszanowaniem godności człowieka. "Dziennikarze mimo kilkukrotnych próśb funkcjonariuszy ABW nie opuścili miejsca, w którym przebywali - a takie jest uprawnienie Agencji" - dodał przyznając, że funkcjonariusze byli "zaskoczeni taką akcją TVP i tym, że dziennikarze nie podporządkowali się poleceniom".

"Państwo próbowaliście wejść do mieszkania pana Bączka przez balkon, przez okno. Nawet żona pana Bączka prosiła o opuszczenie przez was tego miejsca" - zwrócił się Białek do dziennikarki TVP. Wcześniej przedstawiciele prokuratury podkreślili, że nagrywanie czynności procesowych bez zgody prowadzących jest wystarczającą podstawą do zarekwirowania sprzętu rejestrującego.

Białek dodał, że sprawa dotyczy też podejrzenia wycieku informacji niejawnych - dlatego zabezpieczony sprzęt dziennikarski, w tym ich pendrive'y, będą przeanalizowane pod kątem zarejestrowania na nich takich materiałów.

pap, ss, ab