Tuska problem z Klichem

Tuska problem z Klichem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy Donald Tusk konstruował swój rząd w 2007 roku, wydawało się, że Bogdan Klich będzie, obok Grzegorza Schetyny, Bogdana Zdrojewskiego i Jacka Rostowskiego, jego najsilniejszym punktem. Niestety, nie jest i nie chodzi wcale o jego odpowiedzialność za katastrofy w Mirosławcu i Smoleńsku.
Stanowisko ministra ma zawsze wymiar polityczny - osoba je zajmująca, poza administrowaniem resortem, ma również realizować cele o charakterze politycznym. W wypadku Klicha część z tych celów jest realizowana - zaniechanie poboru, profesjonalizacja armii, tworzenie Narodowych Sił Rezerwowych, czy modernizacja armii. Jednak na Wojsku Polskim piętnem odciska się niedostatek środków i poważnie obciążający polską armię udział w misji afgańskiej. Polska już w Afganistanie swoje zrobiła, nasze zobowiązania zostały wypełnione, a niekorzystny bilans korzyści odnoszonych przez nasz kraj i środków, jakie inwestujemy w misję, szkodzi rozwojowi naszych Sił Zbrojnych.

Bogdan Klich, realizując zadania odpowiada za to co dzieje się w resorcie i za to, co robią wszyscy zatrudnieni w nim ludzie. Dlatego, kiedy rozbił się Tu-154M, za sterami którego siedział wojskowy pilot, minister powinien złożyć swój los w ręce premiera i oddać się do jego dyspozycji. A Donald Tusk miał prawo go na stanowisku zachować chroniąc go przed atakami opozycji. Jest jednak druga strona medalu. Patrząc na praktyki i obyczaje polityczne lepiej ukształtowanych demokracji parlamentarnych, możemy zauważyć, że w wielu krajach: Francji, Wielkiej Brytanii, czy USA, mniej więcej w połowie kadencji następuje weryfikacja i ocena pracy członków rządu (a w przypadku USA – administracji). W przypadku rządu Donalda Tuska nic takiego się nie stało, a jest w tym rządzie kilku ministrów, którzy ewidentnie nie spełniają oczekiwań i powinni zostać zmienieni.

Stanowisko ministra obrony narodowej jest specyficzne. Pełniący je powinien się z wojskiem identyfikować, powinien cieszyć się wsparciem i zaufaniem armii. I przede wszystkim powinien być szanowany przez żołnierzy. Bogdan Klich jest być może dobrym administratorem i zarządcą podległego mu urzędu, ale jego osobista pozycja w wojsku jest słaba. To bodaj pierwszy po 1989 roku minister obrony, który jest tak otwarcie i bezpardonowo krytykowany i atakowany przez wojskowych - gen. Waldemar Skrzypczak atakował swojego minsitra, będąc jeszcze dowódcą wojsk lądowych. To każe przypuszczać, że Klich nie panuje nad wojskiem, co stawia pod znakiem zapytania skuteczność cywilnej kontroli nad armią. Potwierdza to zresztą sam Klich, kiedy tłumaczy się, że po katastrofie samolotu CASA, z wysokimi wojskowymi na pokładzie, wydał zalecenia proceduralne, ale do końca nie był w stanie ich wyegzekwować. A dziś już wiemy, że zaniedbania w siłach powietrznych przyczyniły się do katastrofy smoleńskiej.

Niewątpliwie minister Klich, na stanowisku szefa resortu obrony narodowej nie pomaga Donaldowi Tuskowi w czasie gdy trwa gorąca debata nad wyjaśnieniem okoliczności katastrofy smoleńskiej. Jednak dziś – gdy opozycja domaga się głowy ministra – premier znalazł się w sytuacji, w której żadne wyjście nie będzie dobre. Pozostawiając Klicha na stanowisku naraża się na ataki i pytania o odpowiedzialność polityczną. Jeśli zaś zdymisjonuje Klicha – przyzna się do błędu. Czy Tusk znajdzie sposób, by rozplątać ten polityczny węzeł gordyjski?