Politycy PiS i sprzyjający tej partii publicyści usiłują potraktować wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego jako sprzeciw wobec secesjonistycznej działalności Ruchu Autonomii Śląska. To jednak manipulacja - RAŚ nie jest bowiem organizacją secesjonistyczną. Liderzy Ruchu opowiadają się za autonomią, ale autonomią w ramach państwa polskiego i w ramach podziału administracyjnego kraju. To nic innego, niż rozszerzona forma samorządności. I tu jest pies pogrzebany – bo Kaczyński jako zwolennik państwa centralnie sterowanego, silnego i unitarnego, oddanie części uprawnień obywatelom zdecydowanie odrzuca.
Niektórzy próbują przypisać wypowiedzi Kaczyńskiego jego skrętowi w stronę twardej prawicy z silnym pierwiastkiem narodowym. Jest w tym trochę prawdy, ale Kaczyńskiemu zdecydowanie bliżej jest do nacjonalizmu i polonocentryzmu, który regionalizm, będący jednym z fundamentów Unii Europejskiej, traktuje jako zagrożenie dla polskości. To wizja z okresu dwudziestolecia międzywojennego, która w zjednoczonej Europie straciła rację bytu.
Niezależnie od tego co kierowało Kaczyńskim – wypowiadając słowa o „zakamuflowanej opcji niemieckiej" Ślązaków, zarówno prezes PiS, jak i jego ugrupowanie, stracili wiele głosów, nie tylko na Śląsku, ale również w tych regionach, gdzie potrzeba samorządności w granicach „małej ojczyzny", jest wyjątkowo silna.
Kogo teraz obrazi prezes PiS? Niemców, Białorusinów, a może innowierców i ateistów?