Organizatorem referendum był komitet strajkowy kolejarskiej "S" ze Śląska. Kolejarze z regionu odpowiadali na pytanie: "Czy popierasz strajk generalny w obronie miejsc pracy?". Referendum zorganizowano po nieudanych negocjacjach kolejarskiej "S" z wiceministrem infrastruktury Mieczysławem Muszyńskim oraz prezesem PKP Maciejem Męclewskim.
Związkowcy domagają się m.in. większego dofinansowania przewozów regionalnych, inwestycji w kolejową infrastrukturę oraz zwrotu pełnych kwot za ustawowe ulgi przejazdowe dla przewoźników kolejowych.
Zdaniem przedstawicieli "S", rząd nie wykazywał woli prowadzenia rozmów na temat trudnej sytuacji. Dlatego zarządzono referendum. Prowadzone pod koniec ubiegłego roku rozmowy kolejarskiej "S" z przedstawicielami rządu i zarządu PKP zakończyły się fiaskiem. Doszło do dwóch tur negocjacji. W pierwszej z nich wziął udział wiceminister infrastruktury Mieczysław Muszyński. Dwa razy ze związkowcami spotkał się prezes PKP Maciej Męclewski. Mówił on, że zarząd firmy nie jest adresatem związkowych postulatów, ponieważ nie ma wpływu na wysokość środków budżetowych dla PKP.
Związkowcy uznali, że nie otrzymali żadnych konkretnych propozycji, a jedynie "gołosłowne deklaracje". Dlatego zarządzili przeprowadzenie referendum strajkowego. Jeżeli dojdzie do strajku, kolejarze chcą najpierw zatrzymać pociągi towarowe, a jeżeli i to nie przyniesie efektów, również osobowe. Na razie jednak planowane są kolejne negocjacje i nie wiadomo kiedy ma dojść do strajku.
Najważniejszym postulatem związkowców jest zwiększenie dopłat do regionalnych przewozów pasażerskich PKP do wysokości 800 mln zł - jak wcześniej zakładano - a nie 300 mln zł, jak zapisano w budżecie na przyszły rok. Chcą też zwiększenia dotacji na inwestycje w infrastrukturę kolejową - do 570, a nie 180 mln zł, jak przewiduje budżet. Wyliczyli, że przewoźnikom kolejowym należy się 440 mln zł, a nie 170 mln zł zwrotu kosztów ustawowych ulg przejazdowych.
sg, pap