Pół miliona za HIV

Pół miliona za HIV

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stacja krwiodawstwa nie powiadomiła mężczyzny, że jest nosicielem wirusa HIV. Nieświadomy zakażenia, zaraził swoją żonę. Małżeństwo domaga się teraz od skarbu państwa 480 tys. zł.
Przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie rozpoczął się powtórnie proces w sprawie małżeństwa zakażonego wirusem HIV. Domagają się od Skarbu Państwa 480 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania.

W kwietniu Sąd Apelacyjny w Rzeszowie zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia przez sąd pierwszej instancji. Proces toczy się -  podobnie jak poprzednie - przy drzwiach zamkniętych.

Pragnący zachować anonimowość małżonkowie domagają się od Skarbu Państwa (reprezentowanego przez ministra zdrowia) w procesie wytoczonym z powództwa cywilnego 480 tys. zł, w tym 360 tys. zł zadośćuczynienia i 120 tys. zł odszkodowania za doznane od  społeczeństwa krzywdy i szykany oraz utratę możliwości zarobkowania.

Według małżonków, Wojewódzka Stacja Krwiodawstwa w Rzeszowie nie  powiadomiła mężczyzny, że jest nosicielem wirusa HIV. Nieświadomy zakażenia zaraził on swoją żonę.

Początkowo żądana kwota zadośćuczynienia wynosiła 260 tys. zł -  200 tys. dla kobiety i 60 tys. dla mężczyzny. Jednak ze względu na  pogarszający się jej stan zdrowia, pełnomocnik powodów Tadeusz Kosior zdecydował o podniesieniu wnioskowanej kwoty zadośćuczynienia dla kobiety do 300 tys. zł.

W listopadzie 2002 roku rzeszowski Sąd Okręgowy przyznał małżeństwu łącznie 70 tys. zł zadośćuczynienia - kobiecie 50 tys., a jej mężowi 20 tys. Sąd oddalił natomiast część powództwa dotyczącą odszkodowania.

Od wyroku sądu pierwszej instancji odwołały się obie strony. Pełnomocnik małżonków składając apelację domagał się zasądzenia łącznie 380 tys. zł. Natomiast odwołanie pełnomocnika pozwanego Skarbu Państwa, Rafała Cieślickiego dotyczyło oddalenia całości żądania.

Małżonkowie w 1996 roku oddali w łańcuckim (Podkarpacie) szpitalu krew dla matki mężczyzny. Po przebadaniu krwi Wojewódzka Stacja Krwiodawstwa w Rzeszowie ustaliła, że krew mężczyzny jest zakażona wirusem HIV i wezwała nosiciela do zgłoszenia. Jednak list nie  dotarł do adresata i wrócił z adnotacją "adresat się wyprowadził".

Według Kosiora, taka notatka została sporządzona na podstawie opinii sąsiada. W rzeczywistości małżonkowie nadal mieszkali pod  podanym adresem. W związku z nieotrzymaniem zawiadomienia mężczyzna przez cztery lata nie był świadomy, że jest nosicielem wirusa i zaraził swoją żonę.

"Zostałam zarażona przez męża, ale można było tego uniknąć, bo  lekarze wiedzieli, że mąż jest nosicielem. Ani mnie nie  powiadomili, ani męża, i mąż zachorował. Wirus uruchomił posocznicę. Lekarz się tłumaczył, że wysłał jeden list, który wrócił, bo +adresat nieznany+. Jest to nieprawda" - mówiła powódka w kwietniu 2002 roku, w dniu rozpoczęcia pierwszego procesu w  Sądzie Okręgowym.

Małżonkowie o zakażeniu dowiedzieli się w 2000 roku, gdy mężczyzna poważnie zachorował na posocznicę, czyli zakażenie krwi. Przeprowadzone wówczas badania wykazały obecność wirusa. Zdaniem pokrzywdzonych, stacja krwiodawstwa mogła i powinna była skontaktować się z nimi. Według Kosiora, był to brak staranności ze strony lekarza ze stacji krwiodawstwa.

Natomiast zdaniem pełnomocnika pozwanego, Rafała Cieślickiego, w  tej sprawie nie zawinił minister zdrowia ani stacja krwiodawstwa, która dopełniła swoich obowiązków.

Zakażeni małżonkowie oraz ich dwoje niepełnoletnich dzieci po  ujawnieniu swojej tożsamości i wizerunku w programie telewizyjnym byli szykanowani, stracili mieszkanie, pracę i musieli zmienić miejsce zamieszkania. Obecnie - jak mówią - żyją w pełnej anonimowości i izolacji społecznej.

Prowadzone wcześniej w tej sprawie postępowanie prokuratorskie wykazało, że stacja dopełniła swojego obowiązku. Postępowanie umorzono.

rp, pap