„Z jednej strony, szef polskiego MSZ Witold Waszczykowski zapowiedział, że ta wizyta umocni dobrą atmosferę między Niemcami i Polską, z drugiej zaś o dobrej atmosferze nie mogło być w ogóle mowy. Nowe, konserwatywne przywództwo Polski bowiem potraktowało europejską krytykę jako niemiecką agresję i jeszcze w tym tygodniu polski MSZ nie omieszkał zareagować środkami dyplomatycznymi na jedną z karnawałowych platform w Düsseldorfie, pokazującą karykaturalną kukłę szefa partii PiS, Jarosława Kaczyńskiego” - pisze warszawski korespondent „FAZ” Konrad Schuller.
Według Schullera, polski rząd przekonany jest, że nasz kraj postrzegany jest przez partnerów „wielkich państw” Unii, za „partnerów drugiej klasy” . Autor publikacji w „FAZ” przypomina przy tym artykuł "Rzeczpospolitej", który zasugerował, że polscy dyplomaci mają poczucie, że „w razie rosyjskiej agresji trzeba będzie złożyć w ofierze.” Dowód? Sprzeciw Berlina i Paryża ws. stałych baz NATO.
Korespondent „FAZ” przypomina, że wizja „zdrady Zachodu” jest tak często stosowana jako argument, ponieważ w przeszłości wielokrotnie do niej dochodziło. „Polska była wciąż na nowo rozbierana przez Niemcy i Rosję, a jej zachodni sojusznicy za każdym razem ją wówczas porzucali i nie przychodzili jej z obiecaną pomocą” - pisze Schuller.
Autor na koniec zwraca uwagę na to, że w ubiegłych latach polska polityka zagraniczna wahała się wciąż między opcją ścisłego sojuszu z Niemcami i UE, a „własną drogą” . Podkreśla przy tym, że „polska obsesja na punkcie możliwej zdrady Zachodu” pełni rolę samospełniającej się przepowiedni. „Zakłada kruchość i nietrwałość obecnych sojuszy, co sprawia, że faktycznie tracą one potem na sile i znaczeniu” - czytamy.
dw.com