Związkowcy domagają się przede wszystkim zaprzestania zwolnień "odbywających się pod płaszczykiem dobrowolnych odejść". Przez dwa lata tylko na terenie województwa śląskiego pracę straciło w firmie kilka tysięcy osób - powiedziała Malich. Zdaniem "S", tylko niewielkiej części zwolnionych zapewniono nowe miejsca pracy. Jak mówią protestujący, redukcje etatów przebiegają bardzo chaotycznie i krzywdzą wielu pracowników.
Innym żądaniem jest przedłużenie obowiązywania pakietu socjalnego, który straci moc 12 lutego. Zastrzeżenia pracowników TP SA budzi również nowy regulamin premiowania pracowników, do którego - jak mówią - władze firmy wprowadzają zmiany bez konsultacji ze związkowcami.
"S" jest też zaniepokojona zamykaniem Biur Obsługi Klienta, które zastąpiła tzw. błękitna linia. Jak podkreślają związkowcy, klienci nie są z niej zadowoleni.
Szef biura prasowego TP SA w Katowicach Zbigniew Drohobycki podkreślił, że poniedziałkową akcję organizuje tylko "S", która jest jednym z czterech związków zawodowych działających w TP SA. "O ile wiem, na obecną chwilę pozostałe związki nie udzieliły poparcia tej akcji" - uważa Drohobycki.
"Oficjalnie powodem tej akcji jest spełnienie żądań "S", wysuniętych w ubiegłym roku. Problem polega na tym, że żądania te zostały wysunięte w taki sposób, iż tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi. Na przykład jednym z nich jest żądanie zaprzestania łamania kodeksu pracy, bez podania szczegółów" - dodał Drohobycki
Jak zaznaczył, redukcja zatrudnienia w spółce była związana z jej głęboką restrukturyzacją. Zwolnienia wiązały się jednak z osłonami socjalnymi, programem odejść dobrowolnych, przekwalifikowania i doradztwa zawodowego. "Część byłych pracowników TP SA pracuje dziś w prywatnych firmach świadczących usługi dla Telekomunikacji. Wiele osób zdecydowało się odejść dobrowolnie, przyjmując za to odprawę, średnio 40 tys. zł" - powiedział Drohobycki.
oj, pap