Każdemu według potrzeb – recenzja „Jak to robią single”

Każdemu według potrzeb – recenzja „Jak to robią single”

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kadr z filmu „Jak to robią single" / „How to Be Single" (2016)
Kadr z filmu „Jak to robią single" / „How to Be Single" (2016) Źródło: Warner Bros.
Znak naszych czasów: doroslość ma swój początek wtedy, gdy facebookowa tablica zaczyna pękać w szwach od zdjęć niemowląt. Jeśli wierzyć filmowi Christiana Dittera, mentalnie nie rozwinęliśmy sie od XIX wieku i wciąż uważamy małżeństwo za jeden z wyznaczników życiowego sukcesu. Bycie singlem to sztuka. Jeśli chcecie się jej nauczyć i szukacie podręcznika, właśnie się Wam udało.

Uczciwie uprzedzam: równie dobrze tytuł tego filmu mógłby brzmieć "Jak zostać singlem". Nie stawiajcie sobie za wzór ekranowych związków - wszystkie są tak płytkie, ze ich krótkotrwałość nie powinna dziwić. Scenarzyści potraktowali temat miłości tak, jak najczęściej robi się to w Ameryce - powierzchownie - lecz tym razem trudno mieć do nich żal. W końcu mamy do czynienia z produkcją antywalentynkową, hołdującą niezależności.

Z tego zadania "Jak to robią single" wywiązują się całkiem dobrze. Reżyser przygląda się czterem bohaterkom i dzieli je na dwa "obozy". W pierwszym umieszcza zafiksowaną na punkcie małżeństwa Lucy oraz Alice, która żyć w pojedynkę po prostu nie potrafi. W drugim stawia zaś Meg - racjonalną kobietę sukcesu, która marzenie o macierzyństwie spełnia dzięki bankowi spermy - oraz bezpruderyjną imprezowiczkę Robin, najszczerszą postać w filmie. Te skontrastowane bohaterki w zależności od potrzeby rozpaczliwie szukają bądź odpychają partnerów, a wniosek z tej miotaniny wynika prosty: nikt nie chce być sam. Nie zawsze jednak chodzi o poszukiwania drugiej połówki; jedni potrzebują koło sobie partnera/partnerki, drudzy dziecka, jeszcze inni - przyjaciela. Sęk w tym, by wsłuchać się w samego siebie i odkryć, czego tak naprawdę nam brak. Banał? Może i tak, lecz nadal miło usłyszeć go w amerykańskiej komedii.

Choć "Jak to robią single" noszą pewne znamiona alternatywności, to filmowi nie brak przywar charakterystycznych dla swego gatunku. Znajdziemy tu garść raz zabawnych, raz żenujących dowcipów (rodząca kobieta: "to dziecko czy kupa?"). Spora cześć z nich pada z ust "przypałowej" bohaterki przy tuszy, czyli postaci w tego typu kinie już obowiązkowej. Największym błędem Christiana Dittera jest jednak jego niekonsekwencja. Reżyser wymarzył sobie komedię o "prawdziwych" mieszkankach Nowego Jorku, kobietach pozbawionych romantycznych złudzeń. Gdy widz ma już nadzieję, że fabuła filmu rzeczywiście leży blisko życia, oczy skleja mu lukier. Meg zaraz po porodzie wygląda tak, jakby z jej macicy wyszedł voucher do wizażystki, nie niemowlę. Sceny takie jak ta uśmiercają realizm historii.

Kadr z filmu „Jak to robią single" / „How to Be Single" (2016)

Lista potknięć nie należy do najkrótszych, lecz latwo je wybaczyć. Formą przekupstwa staje się tu wdzięk aktorek z Dakotą Johnson na czele. Za występ w "50 twarzach Greya" Amerykance trafiła się co prawda nominacja do Złotej Maliny, lecz i tak uważam go za najjaśniejszy punkt adaptacji prozy E. L. James. Podobnie rzecz ma się w "Jak to robią single", gdzie od samego patrzenia na Johnson można nabrać ochoty na coć słodkiego. Uroku nie brakuje też jej ekranowym partnerkom. Nawet krągła imprezowiczka Robin ma ludzki pierwiastek, który zdejmuje z niej etykietkę stereotypowego pajaca.

O byciu singlem Christian Ditter wie wszystko, lecz z kręcenia komedii doktoratu na pewno nie zrobił. Gdyby jednak zapytał mnie ktoś, czy z pomysłów reżysera zrodziła się kupa czy dobry film, odpowiedziałabym: film.

Ocena: 6/10