"Tam, gdzie się pali książki, na koniec pali się ludzi"

"Tam, gdzie się pali książki, na koniec pali się ludzi"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot.sxc.hu)
Cenzorzy to okrutni, nieskuteczni idioci. Z wyjątkiem towarzyszy z NRD. Taka przynajmniej konkluzja płynie z "Krótkiej historii książek zakazanych” Wernera Fulda.
Gdy Salman Rushdie opublikował w 1988 r. „Szatańskie wersety”, był – głównie dzięki wydanym siedem lat wcześniej „Dzieciom północy” – pisarzem znanym i nagradzanym. Ale światową sławę zapewnił mu irański ajatollah Chomeini, ogłaszając 14 lutego 1989 r. fatwę zachęcającą wyznawców Allaha do zgładzenia pisarza bluźniercy. Rushdie musiał się latami ukrywać w towarzystwie ochroniarzy wydelegowanych przez brytyjskie służby. Stał się symbolem wolności słowa, a jego powieść – skądinąd wybitna i niewadząca raczej Prorokowi – zyskała miano bestsellera, choć kilka osób zapłaciło za to życiem (zasztyletowany japoński tłumacz Hitoshi Igarashi) i zdrowiem (włoski tłumacz Ettore Capriolo, norweski wydawca William Nygaard).

Głośna sprawa gładko wpisywała się w podział na liberalny, cywilizowany Zachód i dziki, fundamentalistyczny Wschód, będąc forpocztą późniejszej „wojny z terroryzmem”. Tymczasem sprawa nie jest taka prosta – w zamieszaniu wokół Rushdiego większości obserwatorów umknął bowiem kluczowy szczegół: oto fatwa Chomeiniego i jej następstwa to ledwie akt kontynuacji starej dobrej europejskiej i amerykańskiej tradycji cenzorskiej, niejednokrotnie przybierającej równie drastyczne formy. I przeważnie rozpaczliwie wręcz nieskutecznej.

Na koniec pali się ludzi

Niemiecki krytyk literacki Werner Fuld, autor eseju „Krótka historia książek zakazanych”, doskonale zdaje sobie z tego sprawę – ostatecznie to w jego ojczyźnie w 1933 r. książki były publicznie palone. Wymazane z dziejów miały być dzieła m.in. Heinricha i Thomasa Mannów, Zygmunta Freuda, Ericha Marii Remarque’a, Heinricha Heinego, Stefana Zweiga, Alfreda Döblina. Często w tym kontekście przywołuje się prorocze słowa Heinego z jego sztuki „Almansor” (1821): „To była tylko przygrywka, tam, gdzie się pali książki, na koniec pali się ludzi”.

Fuld następnie opisuje często nieskuteczną walkę cenzorów z autorami.

Enerdowski knebel

Autor wspomina tylko o jednym udanym projekcie całkowitego niemal zakneblowania twórców. To, co nie udało się inkwizycji, surowym wiktoriańskim prawodawcom w XIX-wiecznej Anglii, nazistom ani Stalinowi – a przecież ów z dużą uwagą wyeliminował fizycznie albo zamęczył psychicznie całą rzeszę wielkich pisarzy – powiodło się w NRD. „Czy jest choć jedna wydana w NRD powieść, jedno opowiadanie, jedna dopuszczona do druku linijka zdolna zrównoważyć wszystkie te upokorzenia i rany, które autorzy często musieli cierpieć aż do utraty zmysłów?” – pyta Fuld. „Nie widzę nic takiego” – odpowiada sam sobie. Było to przedsięwzięcie subtelne psychologicznie, bazujące na inwigilacji i nękaniu. Polegało na zaszczepieniu literatom i redaktorom mechanizmów autocenzury albo zmuszeniu artystów, by po prostu odpuścili sobie pisanie w ogóle. Oficjalnie żadnej kontroli wydawnictw w NRD, rzecz jasna, nie było.

A zatem, drogi dyktatorze, biurokrato czy wzmożony moralnie aktywisto, cóż zrobić, by powstrzymać lawinę plugastwa sączącą się do głów młodzieży? Metoda opracowana przez towarzyszy z NRD jest, niestety, droga, pracochłonna, a w czasach sieci internetowych byłaby też boleśnie nieskuteczna. Skorzystać więc trzeba z tego, co już oferuje rzeczywistość – najlepszą bronią przeciw wywrotowej sztuce jest jej ignorowanie. Jak nakłonić odbiorców, by ignorowali? Należy ich po prostu zająć czymś innym. Nie, nie gimnastyką. I nie, nie pracą w fabrykach na 16-godzinnej zmianie. To musi sprawiać przyjemność. Dajcie im reality show w telewizji, dajcie im telenowele, dajcie porno i Facebooka. Nie będą mieli już czasu na nic więcej. Nigdy wcześniej odcięcie mas od świata idei nie było takie proste.

Cały artykuł można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" jest   także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania