Amnesty International traci twarz

Amnesty International traci twarz

Organizacja znana z obrony praw człowieka sama przyznaje, że ma problem z prześladowaniem i poniżaniem pracowników. Po kilku przypadkach samobójstw zaszczutych aktywistów cały zarząd Amnesty zadeklarował, że poda się dymisji.

Wkładu Amnesty International w piętnowanie reżimów na całym świecie nikt nie kwestionuje. To największa i jedna z najstarszych instytucji pozarządowych zajmująca się tym trudnym i co tu dużo mówić, także niebezpiecznym tematem. Jak się okazuje, niebezpiecznym także dla samej organizacji. Dwa dni temu cały siedmioosobowy zarząd sekretariatu międzynarodowego AI zaoferował w otwartym liście ustąpienie ze stanowiska z powodu rażących naruszeń praw i godności pracowników i aktywistów organizacji.

Decyzja jest ściśle związana z wynikami dochodzenia, prowadzonego przez zewnętrznych audytorów i psychologów. Było ono bezpośrednią reakcją na dwa samobójstwa pracowników organizacji, do których doszło w zeszłym roku. Gaetan Mootoo i Rosalind McGregor odebrali sobie życie, skarżąc się wcześniej na fatalne traktowanie przez przełożonych. Audyt, przeprowadzony wśród 70 procent personelu organizacji wykazał, że w Amnesty panuje bardzo toksyczna atmosfera pracy. Na porządku dziennym jest poniżanie i nękanie aktywistów, seksizm a nawet rasizm, a więc wszystko to, z czym Amnesty stara się od lat walczyć na całym świecie.

Nie jest to pierwsza kontrowersja, związana z AI, Od kilku lat w różnych krajach świata mnożą się oskarżenia o sprzeniewierzanie funduszy a nawet niejasne lub wręcz nielegalne źródła finansowania jej działalności, jak np. w Irlandii, gdzie miejscowe władze miały zastrzeżenia do udziału AI w referendum w sprawie zniesienia zakazu aborcji.

Tego typu wątpliwości nie służą organizacji, bo są zupełnie innego kalibru niż zwyczajowe próby dyskredytacji tej instytucji przez rozmaite reżimy, będące obiektem jej zainteresowania. Ujawnienie skandalicznych z punktu widzenia misji AI zachowań w samym kierownictwie tej organizacji to wielki cios dla jej reputacji a zarazem wielki prezent dla jej przeciwników w autorytarnych krajach świata. Po raz kolejny okazuje się, że zmienianie świata na lepsze najtrudniej przychodzi na własnym podwórku.

Źródło: Wprost