Prawo i Sprawiedliwość złożyło w poniedziałek wnioski do Sądu Najwyższego o ponowne przeliczenie głosów w sześciu okręgach w wyborach do Senatu. Reakcja opozycji była dość szybka. – Jeśli okazałoby się, że PiS przy pomocy Sądu Najwyższego, czyli izby, którą sam zmienił próbuje zmienić wynik wyborów w Polsce, to znaczyłoby, że w Polsce skończyła się demokracja i rządy prawa – ogłosił na konferencji prasowej Cezary Tomczyk.
Dziś opozycja ma paliwo, by wprowadzać narrację, że PiS nie umie pogodzić się z tym, że w Senacie to opozycja ma większość i dlatego domaga się ponownego przeliczenia głosów. To co mówi opozycja nie jest tak istotne wobec tego co dziś o zamieszaniu wokół procesu wyborczego w Senacie myśli opinia publiczna. A ta zaczyna tracić zaufanie do organów państwa. Bo skąd przeciętny obywatel wobec zgłaszanych z jednej strony wątpliwości przez PiS, z drugiej przez PO ma wiedzieć, że proces wyborczy odbył się w prawidłowy sposób i czy ponowne liczenie głosów pokaże prawdziwy wynik.
Sąd Najwyższy ma czas do 13 stycznia 2020 roku, aby wydać decyzję w sprawie protestów wyborczych PiS dotyczących Senatu. I być może do tego czasu nie będziemy wiedzieli w czyich rękach jest izba wyższa.
Czytaj też:
PiS kwestionuje wyniki wyborów w sześciu okręgach. Których miejsc dotyczą protesty?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.