Ciekaw jestem, jak ludzie uważający Putina za obrońcę cywilizacji chrześcijańskiej i tradycyjnych wartości tłumaczą sobie zmasakrowanie w Palmową Niedzielę cywilów w ukraińskich Sumach? Jak znam życie, pewnie w ogóle sobie nie tłumaczą. A szkoda, bo gdyby sobie ten trud zadali, wyszłoby im, że uciekanie się do nękania cywilów jest oznaką słabości Rosji.
Z pozoru wygląda to jak ostentacyjne granie na nosie Trumpowi i jego nadziejom na dogadanie się z Moskwą. Tak naprawdę jednak Rosjanie dobrze wiedzą, że Amerykanie, mimo absurdalnych, a chwilami także oburzających wypowiedzi swojego prezydenta, nie dali się wciągnąć w pułapkę niekończących się negocjacji. Ich celem nigdy nie był żaden pokój, ani nawet zawieszenie broni.
Moskwie chodziło wyłącznie o kupienie trochę czasu dla wyczerpanej wysokimi stratami armii i ewentualnie ograniczenie swobody ukraińskich ataków na instalacje naftowe na tyłach.
W ferworze wydarzeń ostatnich miesięcy umknął nam mocno niewygodny dla Moskwy fakt: Trump ze swoimi złudzeniami o szybkim pokoju na Ukrainie spadł Putinowi jak z nieba w chwili, gdy jego armia zaczęła dostawać poważnej zadyszki. Rzutem na taśmę Rosjanom udało się jeszcze wypchnąć ukraińską armię z obwodu kurskiego, ale było to podobno możliwe tylko dzięki czasowemu odcięciu Kijowa od amerykańskich danych wywiadowczych. Celem tego kroku nie było co prawda ułatwianie czegokolwiek Rosjanom, tylko utemperowanie Wołodymyra Zełenskiego i przestraszenie Europy, ale Moskwa i tak skorzystała z tej okazji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.