Byłem członkiem komisji wyborczej. Te rzeczy mnie zaskoczyły

Byłem członkiem komisji wyborczej. Te rzeczy mnie zaskoczyły

Głosowanie w wyborach
Głosowanie w wyborach Źródło: Shutterstock / Red_Baron
Szkolenie, długie godziny na miejscu i wiele formalności. Jak wygląda praca w komisji wyborczej? Sprawdziłem to na własnej skórze.

Niebawem druga tura wyborów prezydenckich. Z tej okazji podsumowałem moje doświadczenia w pracy jako członek w jednej z warszawskich komisji wyborczych. Ale po kolei.

Wymagania co do kandydatów na członków obwodowych komisji wyborczych nie są wygórowane. Wystarczy być pełnoletnim obywatelem Polski, nie być osobą ubezwłasnowolnioną, nie być pozbawionym praw publicznych przez sąd oraz praw wyborczych przez Trybunał Stanu. Nie można mieć też powiązań rodzinnych z kandydatem w wyborach.

Do zadań komisji należy przeprowadzenie głosowania, czuwanie w dniu wyborów nad przestrzeganiem prawa wyborczego, ustalenie wyników głosowania w obwodzie i podanie ich do publicznej wiadomości oraz ich przesłanie do właściwej komisji wyborczej.

Praca w komisji wyborczej. Jak wygląda?

Zgłaszam się do jednego z komitetów wyborczych. Wypełniam odpowiednie dokumenty. Podaję swoje dane oraz wskazuję komisję wyborczą, które członkiem chciałbym zostać – pada na jedną z warszawskich komisji. Termin zgłaszania kandydatów przez pełnomocników komitetów wyborczych upływa 18 kwietnia 2025 roku.

Otrzymuję telefon z informacją o powołaniu mnie w skład komisji oraz z zaproszeniem na obowiązkowe spotkanie – 6 maja 2025. To wtedy poznaję moich współpracowników – 13 osób z uwagi na liczbę mieszkańców w obwodzie. Reguluje to kodeks wyborczy. Podczas spotkania wypełniamy dodatkowe dokumenty oraz wybieramy przewodniczącego komisji oraz jego zastępcę. Każdy z członków ma możliwość zgłosić się do pełnienia tych funkcji i zaprezentować swoją kandydaturę.

W lokalu wyborczym znajdującym się na szkolnym korytarzu pojawiamy się w sobotę, 17 maja. Czekamy na przesyłkę z materiałami niezbędnymi do przeprowadzenia wyborów – konwojent dostarcza ją krótko po ósmej rano. Znajdujemy w niej m. in. informator z niezbędnymi numerami telefonów, ankietę dotyczącą dostępności lokalu do potrzeb osób z niepełnosprawnościami, identyfikatory dla członków komisji (musimy sobie sami je wyciąć), obwieszczenia wyborcze oraz inne materiały do oznaczenia komisji, plomby, artykuły biurowe. Są też woda, herbata i jednorazowe kubeczki.

Najważniejsze rzeczy z przesyłki to karty do głosowania oraz spis wyborców. Sprawdzamy poprawność kart oraz przeliczamy je – po raz pierwszy z wielu. W lokalu wyborczym wieszamy obwieszczenia oraz wymagane oznakowania. Wszystkie materiały zamykamy na klucz w wydzielonym pokoju i plombujemy go. Ustalamy też kolejność pracy w dzień wyborów. Część z nas zostaje oddelegowana do pracy w godzinach 6-14, a część 14-21. Na liczeniu głosów będziemy wszyscy. To koniec na dziś.

Dzień wyborów. Praca od samego rana

W dzień wyborów pracę zaczynamy o 6 rano. Sprawdzamy, czy plomby z wczoraj są nienaruszone i rozpoczynamy przygotowanie lokalu wyborczego – wyposażenie otrzymujemy ze szkoły, która udostępnia nam lokal. Ustawiamy stanowiska dla wyborców, wieszamy godło oraz stawiamy flagi. Nakrywamy stoliki dla członków komisji – niestety, dostarczony nam zielony obrus jest za mały. Pierwsza tura będzie mniej elegancka.

W lokalu wyborczym pojawiają się mężowie zaufania desygnowani przez komitety wyborcze. W ich obecności przygotowujemy przezroczystą urnę na głosy – upewniamy się, że jest pusta oraz naklejamy odpowiednie plomby. Przygotowujemy również karty do głosowania – ponownie je liczymy oraz umieszczamy na nich pieczęć obwodowej komisji wyborczej.

Pierwsi wyborcy pojawiają się około 6:30, tłumacząc się zaplanowanym wyjazdem. Nie mogą zagłosować – lokal wyborczy otwieramy o 7.

Spis wyborców ułożony jest zgodnie z adresem oraz zawiera oddzielną listę dla osób, które dopisały się do spisu wyborców w naszym obwodzie. Jest przez nas podzielony na kilka porównywalnych części – chcemy zapewnić równomierne obłożenie członków komisji.

Pierwsi wyborcy oddają głosy krótko po 7. Ustawiają się do odpowiedniego stanowiska. Sprawdzamy ich tożsamość i wydajemy kartę do głosowania. Wczesnym rankiem nie jesteśmy zbyt oblegani – wyborcy pojawiają się falami. Przychodzą biegacze i rowerzyści – w strojach sportowych i kaskach. Sporo osób oddaje głosy, zabierając psa na spacer – do lokalu wchodzą z czworonogiem. W naszej szkole znajduje się również drugi lokal wyborczy – na sali gimnastycznej. Część wyborców z przyzwyczajenia przychodzi do nas – odsyłamy ich z kwitkiem. W przypadku problemów ze znalezieniem wyborcy w spisie kontaktujemy się telefonicznie z centralą. Dostajemy informację, do którego lokalu powinien skierować się obywatel.

Kandydat i aktor

Pierwsza połowa dnia mija spokojnie. W moim lokalu głosuje jeden z kandydatów – przychodzi z rodziną, bez medialnej otoczki. Spokojnie oddaje głos. Pojawiają się też emerytowany znany sportowiec czy aktor. Więcej wyborców przychodzi po południu – muszą stanąć w kolejce i poczekać. Sporo pojawia się również z zaświadczeniami pozwalającymi im zagłosować w dowolnym miejscu – dopisujemy ich wtedy ręcznie do odpowiedniej listy. Około 18 zamawiamy dodatkowe karty do głosowania – wolimy się zabezpieczyć na wypadek dużego zainteresowania okolicznych mieszkańców.

Przed 21 jest spokojnie. Nie ma długiej kolejki oczekujących na możliwość zagłosowania. Zamykamy lokal, plombujemy urnę i rozpoczynamy liczenie.

Praca w komisji. Co robi się po zamknięciu lokalu?

Najpierw liczymy liczbę wydanych kart do głosowania – wielokrotnie sprawdzamy spisy wyborców i przeliczamy ich podpisy. Wyniki zapisujemy do późniejszego porównania z liczbą oddanych głosów.

Kolejny etap to wspólne z mężami zaufania oraz obserwatorem społecznym wyborów sprawdzenie nienaruszalności plomb na urnie wyborczej, komisyjne zerwanie plomb, otwarcie urny i wyjęcie z niej głosów. Robimy to na połączonych stolikach na środku szkolnego korytarza.

Zaczynamy od posortowania kart według oddanych głosów. Niektóre karty są złożone na dwie lub cztery części. Wśród wyborców z naszego obwodu jest też miłośnik origami – jedna z kart ma kształt łódeczki. Powoli kopiec kart wyborczych zamienia się w 13 mniejszych kupek.

W oddzielne miejsce trafiają karty budzące wątpliwości co do ważności oddanego głosu. To od nich zaczynamy analizę po zakończeniu sortowania. Członkowie komisji sprawdzają, czy głos oddany na danej karcie jest ważny – tylko w jednej kratce musi znajdować się znak X (co najmniej dwie linie przecinające się). Głosów nieważnych jest tylko kilkanaście. Część z nich to deklaracja wyborcy – zaznaczenie wszystkich kandydatów lub niezaznaczenie żadnego. Trafia się też dopisek "nie ma na kogo głosować". Uznanie kilku głosów za nieważne wynika z niedokładności głosującego – linie nie przecinają się w kratce, kandydat jest zaznaczony ptaszkiem (✓).

A co razie pomyłki?

Przechodzimy do liczenia głosów na kandydatów. Każda z posortowanych kupek jest wielokrotnie sprawdzana i przeliczna przez członków komisji. W przypadku wykrycia omyłkowego umieszczenia karty w złej grupie przenoszona jest ona w odpowiednie miejsce.

Liczenie głosów początkowo idzie sprawnie i szybko. Komisja błyskawicznie ustala, że na jednego z kandydatów oddano zero głosów, a na jednego z jego przeciwników – kilka więcej. Siedmiu kandydatów ma wyniki dwucyfrowe. Przechodzimy do liczenia największych zbiorów kart. Na koniec sumowanie. Dodajemy wszystkie liczby i porównujemy z wydanymi kartami – różnią się o jeden. Poszukujemy przyczyny pomyłki. Po kilkunastu minutach zagadka zostaje rozwiązana – omyłkowo policzono wydane karty na jednym z arkuszy spisu wyborców.

Teraz wszystko się zgadza. Przewodniczący i wiceprzewodnicząca komisji skrupulatnie uzupełniają protokół. Uwagi do niego może zgłosić dowolny członek komisji, mąż zaufania lub społeczny obserwator – w naszym protokole nic nie wpisujemy.

Następnie wprowadzają oni dane do systemu wspólnie z odpowiedzialną za to osobą. Po otrzymaniu potwierdzenia możemy rozpocząć sprzątanie lokalu. Zdejmujemy wszelkie oznaczenia i obwieszczenia. Posortowane karty wyborcze, spisy wyborców, inne dokumenty i materiały trafiają do opisanych worków, które zabezpieczamy plombami. Przewodniczący odjeżdża z wezwanym konwojentem przekazać wszystko w urzędzie dzielnicy. Pozostali członkowie czekają na potwierdzenie od niego, że jest w porządku i można opuścić szkołę.

W domu jestem o 3:30. Czas spać. Za dwa tygodnie druga tura.

W związku z wykonywaniem zadań w komisji w pierwszej turze przysługuje mi dieta w wysokości 500 zł. Zastępca przewodniczącego otrzyma o 100 zł więcej, a przewodniczący o 200. Zryczałtowana dieta za drugą turę wyniesie 75 proc. ww. Nie jest to imponująca kwota, zważywszy na liczbę godzin pracy komisji wyborczej. To jednak ciekawe doświadczenie dające wgląd w procesy demokratyczne.

Te rzeczy zaskoczyły mnie najbardziej:

  • duża liczba osób pojawiających się w lokalu wyborczym z zaświadczeniem o głosowaniu;
  • niewielka liczba wyborców tuż przed 21 – spodziewałem się większej liczby odkładających głosowanie na ostatnią chwilę;
  • liczne wizyty czworonogów, które przyprowadziły swoich właścicieli do lokali podczas spaceru;
  • wizyta kandydata w wyborach bez tabunu reporterów;
  • sprawność komisji podczas sortowania i liczenia głosów.

Czytaj też:
Kto jeszcze wierzy politykom? Nowy sondaż ujawnia skalę zjawiska
Czytaj też:
Walka o każdy głos. Czym Trzaskowski i Nawrocki przekonają nie swój elektorat?