Niemcy pozwane za wojnę

Niemcy pozwane za wojnę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sprawę sądową chce wytoczyć niemieckiemu rządowi 69-letni Winicjusz Natoniewski, emeryt ze wsi Lublewo pod Wejherowem. Los go mocno doświadczył. Od kilkudziesięciu lat żyje z oszpeconą twarzą i pokrytymi bliznami rękoma i nogami. To straszna pamiątka po pacyfikacji jego rodzinnej wsi Szczecyn na Lubelszczyźnie, którą podczas II wojny światowej zrównały z ziemią niemieckie wojska - pisze dziennik "Polska".

To było 2 lutego 1944 r. - tę datę pan Winicjusz zapamiętał na całe życie. Miał wtedy sześć lat i ledwo uszedł z życiem z pogromu. "Rano Niemcy okrążyli wieś. Zrobili na nas zasadzkę, bo podejrzewali, że pomagamy partyzantom" - wspomina. Niemcy wieś spalili, a mężczyzn wyłapywali i zabijali. Podobny los spotkał część kobiet i dzieci. Zginęło kilkaset osób. Resztę zapędzono do sąsiedniej miejscowości, a stamtąd wywieziono do obozów koncentracyjnych i na roboty przymusowe. Pacyfikacja dotknęła też inne wsie.

Mały Winicjusz przed pogromem ukrył się z ojcem i dziadkiem w ziemiance. Gdy zaczął się palić ich dom, omal nie podusili się od dymu. Pierwszy wyszedł ojciec. Chwilę później wyskoczył za nim Winicjusz, prosto w ogień. Na szczęście ojciec usłyszał płacz palącego się syna i płomień na jego ciele zdusił mokrą ziemią. Winicjusz trafił do szpitala, w którym w sumie spędził aż trzy lata. Wielokrotnie przeszczepiano mu skórę. Za każdym razem, gdy ludzie patrzyli na jego oszpeconą twarz, przeżywał ciężkie chwile. Udało mu się założyć rodzinę i osiadł na Pomorzu. Ale skutki dotkliwego poparzenia odczuwa do dziś.

Ma problemy z płucami, pękającą skórą, nie może władać palcami. Mimo to nie dostał żadnego odszkodowania ani renty inwalidzkiej. Nie mógł też skorzystać z zapomogi z Fundacji "Polsko-Niemieckie Pojednanie", bo wypłacono je tylko przymusowym robotnikom. "Mogłem się załamać, ale upór pomógł mi w życiu" - mówi Winicjusz Natoniewski. Gdy telewizja wyemitowała o nim reportaż, jego los się odmienił. Znaleźli się prawnicy, którzy za darmo pomogą mu zmierzyć się w sądzie z niemieckim rządem.

W poniedziałek, razem ze znanym trójmiejskim adwokatem Romanem Nowosielskim, złożą pozew w gdańskim sądzie. "Milion złotych zadośćuczynienia to tylko szacunkowa kwota roszczeń za wielkie krzywdy, jakich doznał mój klient w czasie wojny" - tłumaczy mecenas. Podkreśla, że to pierwszy taki proces przeciwko rządowi Niemiec, jaki będzie wytoczony na terenie Polski.

Nowosielski ocenia, że w ślady Winicjusza Natoniewskiego mogą pójść tysiące osób wysiedlonych podczas wojny, głównie na Zamojszczyźnie i Lubelszczyźnie, bo zbrodnie przeciw ludzkości się nie przedawniają. "Nie można bez militarnego uzasadnienia napadać na spokojną wieś" - podkreśla adwokat.

Do tej pory Polacy, którzy zostali dotknięci przez II wojnę, złożyli tylko trzy pozwy, i to na terenie Niemiec. Są to dzieci ofiar eksperymentów medycznych i więźniów obozów koncentracyjnych. Jedna sprawa już została załatwiona odmownie - sąd uznał m.in., że sprawa się przedawniła. Ale berliński prawnik Stefan Hambura nie składa broni. I wytoczył dwa kolejne podobne procesy.

Nowosielski uważa, że można Niemcy pozwać też w Polsce (innego zdania są prawnicy UE). Naczelna Rada Adwokacka zaapelowała do mecenasów, by za darmo pomagali Polakom, którzy chcą pozywać za II wojnę. Mają też pomagać osobom mieszkającym w domach, o których zwrot ubiegają się Niemcy - czytamy w dzienniku "Polska".