Kijów na geopolitycznym rozdrożu

Kijów na geopolitycznym rozdrożu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kultowy ukraiński poeta Wasilij Simonienko napisał w jednym ze swoich wierszy: „niech milczą ameryki i rosje, gdy z tobą rozmawiam”. Do ukraińskich polityków, którzy darzą Simonienkę czcią, słowa te zdają się nie docierać. Co rusz wysłuchują oni głosów z Moskwy, telefonów z Brukseli czy też dyrektyw z Waszyngtonu, pisze „Niezawisimaja Gazieta”.
Ukraina od początku niezależnego istnienia przyjęła politykę wielowektorowości. I na początku wszystkim to odpowiadało. Geniuszem wielowektorowości był na przykład Leonid Kuczma. Choć doszedł do władzy jako polityk prorosyjski, już na początku swej kadencji nawiązał bliską współpracę z USA. W 1995 roku zdobył nawet prestiżową nagrodę im. Kennedy’ego za wkład w rozwój demokracji. Później jednak władzę w Stanach Zjednoczonych objął republikanin George Bush i przyjaźń się skończyła. Bush postanowił wynieść na światło dzienne skandale korupcyjne, w które byli zamieszani jego poprzednicy. Ujawnił także niejasności we współpracy w ramach komisji Kuczma-Gore oraz informacje o związkach Ukrainy z dostawą zbrojeń do Iraku. W latach 2000-2002 na Ukrainie odbyły się demonstracje nawołujące do zmiany władzy, w które zresztą jawnie ingerowały Stany Zjednoczone. Demonstracje te jednak zmieniły jedynie podejście Kuczmy. W 2003 roku obrał on politykę prorosyjską, wciąż jednak obserwując zachodnich sąsiadów. Robił krok na Zachód, a zaraz po tym zawsze krok w stronę Rosji. Zaraz po podpisaniu deklaracji o chęci wstąpienia do NATO, podpisał umowę z Rosją, która zabezpieczała pozycję rosyjskich okrętów wojennych na Krymie. Po przepchnięciu w parlamencie ustawy o bezpieczeństwie narodowym, która umacniała eurointegracyjne priorytety Ukrainy, Kuczma włączył się w opracowanie podstaw wspólnej przestrzeni gospodarczej z Rosją, Białorusią i Kazachstanem. Tak więc, prowadząc jednocześnie współpracę z Zachodem, unikał konfliktu interesów ukraińsko-rosyjskich.

„Niezawisimaja Gazieta" stawia pytanie, co przyciąga Ukrainę w stronę Unii. Okazuje się, że perspektywa integracji z Europą jest wygodnym podłożem dla gierek politycznych elit z zachodniej i wschodniej części kraju. Dla wszystkich jest przy tym jasne, że „żyć jak w Europie” wcale nie oznacza „żyć w Unii Europejskiej”.

Pojawia się pytanie, czy zaistniała sytuacja nie wzbudza rozczarowania Unią wśród Ukraińców. Jasne jest przecież, że podpisanie licznych umów poprzedzających wejście do UE nie zmieni życia zwykłych obywateli. Przeciętny Ukrainiec rozumie pojęcie Unii Europejskiej dwojako: po pierwsze, jest to miejsce, gdzie można pracować; po drugie, to perspektywa ograniczenia korupcji, wyższa jakość kształcenia oraz ubezpieczenie socjalno-medyczne. Jeśli jednak spojrzeć na realizację projektu integracji przez same władze, okazuje się, że europejskość w rozumieniu ukraińskim nabrała cech antyrosyjskiego najconalizmu.

Co w takim razie może zaoferować Rosja? Równie „obiecujący" projekt. Jednak z Rosją łączy Ukrainę wspólna przeszłość, dlatego Rosja ma wciąż duży wpływ na politykę Ukrainy. „Niezawisimaja Gazieta” zauważa, że ważne jest, by nie wdawać się w awanturnicze debaty oraz współpracować nie z konkretnymi liderami partii, ale z ruchami polityczno-społecznymi. Rosja nie powinna także walczyć o polityczne wybory Ukrainy. Jeśli władze ukraińskie będą dążyć do współpracy z Unią, należy to zaakceptować. Nie trzeba ani popychać Ukrainy w stronę Unii, ani w stronę Europy Wschodniej. Trzeba pozostać neutralnym. Co oczywiście dotyczy także konsekwencji w obronie interesów Rosji w sferach bezpieczeństwa, sytuacji socjalnej oraz praw humanitarnych ludności rosyjskojęzycznej.

Aleksandra Płońska