Europejscy liderzy wciąż za mało aktywni

Europejscy liderzy wciąż za mało aktywni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Do liderów strefy euro wreszcie dotarło, że grecki kryzys jest wyzwaniem dla ich egzystencji. Było dramatyczne wołanie Angeli Merkel i niemieckiego parlamentu, aby dać zgodę na pomoc dla Grecji. Ostatnio nastąpiły kolejne cięcia w Atenach, ale wciąż widać, że europejscy liderzy nie panują nad sytuacją.
Pakiet pomocowy od Międzynarodowego Funduszu Walutowego w wysokości 110 mld euro, aby wycofać Grecję z międzynarodowych rynków kapitałowych na trzy lata jest zawsze lepszy niż nic. Coraz wyraźniejsze staje się, że Grecja będzie potrzebować kredytu restrukturyzującego, który pomógłby poradzić sobie z ciężarem zwykłych pożyczek.

Ateńskie cięcia wydatków są potrzebne, ponieważ pokazują, że Grecja wysila się w celu uporządkowania problemów fiskalnych. Te uszczuplenia doprowadzą jednak Greków do głębokiej recesji. Mniejsze wydatki oznaczają mniejsze podatki. To z kolei oznacza trudności z obniżeniem deficytu. Niewielka jest też nadzieja na ustabilizowanie długu. Grecja potrzebuje taniego kredytu od sąsiednich rządów by zachować płynność. Przydałoby się też umorzenie części piętrzących się kredytów.

Trzeba działać

Zamiast trzymać kciuki i mieć nadzieję, że bieżąca akcja ratunkowa wystarczy, żeby załatwić sprawę, decydenci strefy euro i Międzynarodowego Funduszu Monetarnego powinni zastanowić się nad pakietem restrukturyzacyjnym dla Grecji. Powinni także być przygotowani na nieuniknione spadki na rynkach kredytowych, które byłyby efektem drastycznego posunięcia.

Jednym z aspektów wsparcia byłaby rekapitalizacja tych francuskich i niemieckich banków, które dużo zainwestowały w greckie obligacje i miałyby gigantyczne straty. Tak stałoby się gdyby Ateny zmusiły swoich wierzycieli do zaakceptowania niższej spłaty. Prawdopodobnie będzie trzeba również pomóc Hiszpanii i Portugalii, które po greckim krachu mają trudności ze znalezieniem chętnych na swoje obligacje.

Niemieccy podatnicy są już rozzłoszczeni finansowaniem wsparcia, o które poprosiła Grecja. Ich oburzenie można zrozumieć, ale wybór przed którym stoimy też nie jest prosty: albo gigantyczne dofinansowanie, albo kompletne załamanie finansowe w strefie euro.

Reformy, reformy, reformy...

Jeżeli strefa euro przeżyje będzie potrzebowała zasadniczej reformy strukturalnej. Po pierwsze, będzie potrzebna ściślejsza kontrola kredytów zaciąganych przez poszczególne państwa członkowskie, aby nie doprowadzić do rosnących deficytów, jak w przypadku Grecji. Po drugie, konieczna jest głębsza analiza posunięć europejskich banków. Po trzecie, w przypadku problemów gospodarek europejskich, powinny istnieć instytucje, które ustrzegłyby przed sytuacją paniki na rynkach. Wreszcie, bez wyrównania sytuacji ekonomicznej w strefie euro, gdzie południowcy mają gigantyczne deficyty w bilansie handlowym i muszą brać kredyty, a Niemcy gromadzą nadwyżki, system nie będzie funkcjonował. Wielka Brytania ma jasny interes w posprzątaniu tego bałaganu. Możemy nie być w strefie euro, ale brytyjskie banki trzymają znaczne sumy we wrażliwej na ekonomiczne tąpnięcia strefie euro. Europa jest zdecydowanie naszym największym partnerem handlowym. Musimy wziąć udział w wysiłku odbudowy.

Nim jednak cokolwiek takiego się wydarzy, musimy rozwiązać sprawę kryzysu w strefie euro. W innym razie nie będzie czego reformować. Europejscy liderzy powinni działać śmiele i stanowczo w nadchodzących tygodniach. Jeżeli tak się nie stanie, to rynki same rozwiążą problem i nie będzie to przyjemne rozwiązanie.

PP, The Independent