Nikt nie da głowy za Łyżwińskiego

Nikt nie da głowy za Łyżwińskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z Samoobrony w ostatnich latach odeszło wielu działaczy. Dziś mają swoje pięć minut. Opowiadają o drugim dnie partyjnego życia - pisze "Rzeczpospolirta" w tekście "Nikt nie da głowy za Łyżwińskiego". W mediach brylują byli działacze Samoobrony, którzy z radością pogrążają wierchuszkę partii - O takich sytuacjach było głośno - mówi Agnieszka Kowal, była działaczka młodzieżówki Samoobrony i była członkini zarządu województwa lubelskiego. Jej kolega Konrad Rękas potwierdza, że libacje i obłapianie młodych działaczek były w Samoobronie na porządku dziennym. Rękas woli mówić o ekscesach Łyżwińskiego, chociaż o swoich też mógłby niejedno powiedzieć: po jednej z libacji zniszczył samochód członka Samoobrony, potem zatrudniał w biurze doradcę, który był oskarżony o gwałt, odpowiadał za fałszowanie podpisów. I Rękas, i Kowal zostali wyrzuceni z partii. Obecni działacze Samoobrony są oburzeni. - Gdyby oceniał nas profesor KUL, to chyliłbym czoła. Ale ci dwoje nie są dla nas autorytetami - komentuje Zbigniew Tkaczyk z lubelskiej Samoobrony. Powiat bartoszycki na Mazurach jest matecznikiem partii. Przez lata tutejsi chłopi byli solą ruchu Andrzeja Leppera: organizowali blokady przejścia granicznego z Rosją w Bezledach. - Nie tak to powinno być i źle się stało, bo u nas w powiecie takich brudów jak na górze nie ma - mówi Waldemar Bożek ze wsi Połęcze koło Bartoszyc, lokalny działacz Samoobrony. - O tym, że Łyżwiński do kobietek na imprezach startował, to wszyscy wiedzieli i widzieli. Ale jedno spojrzenie Leppera wystarczyło, żeby ochłonął i natychmiast pokorniał. Niejedną taką imprezę w biurze czy pobliskiej restauracji przeżyliśmy - mówi pracownik śląskiego biura Samoobrony. - Czy skandal jest prawdziwy? Pożyjemy, zobaczymy.