Chociaż do zdarzenia opisywanego przez portal „Metro” doszło 8 listopada, to dopiero teraz szczegóły na temat tego zajścia przeniknęły do mediów. Wszystko za sprawą zdjęcia z serwisu Flight Aware, za pomocą którego można śledzić w czasie rzeczywistym lokalizację samolotów. Uwagę internautów zwróciła mała maszyna, która według rozkładu lotów miała lądować na lotnisku King Island leżącym w południowo-zachodniej części Tasmanii. Z udostępnianego w sieci screena wynika, że samolot przeleciał nad wyspą, po czym po kilkudziesięciu kilometrach zawrócił. W sprawie wszczęto dochodzenie.
Przeleciał niemal 50 kilometrów za daleko
Okazało się, że pilot samolotu mogącego pomieścić dziewięciu pasażerów, zasnął na jakiś czas przed lądowaniem. Po przebudzeniu zorientował się, że maszyna jest już około 46 kilometrów za lotniskiem, na którym miała lądować. Wtedy podjął decyzję o zawróceniu, a po jakimś czasie bezpiecznie osadził samolot na lotnisku. Chociaż nikomu nic się nie stało, to incydentem zajęły się już służby odpowiedzialne w Australii za bezpieczeństwo transportu. Końcowy raport z dochodzenia ma zostać opublikowany w marcu 2019 roku. Już teraz wiadomo, że śledczy zakwalifikowali zdarzenie jako „poważny incydent”.
Czytaj też:
Cudzoziemiec zatrzymany na lotnisku w Poznaniu. Wpadł przez... brwi