Zaskakujące twierdzenia padły podczas wystąpienia Łukaszenki w przededniu święta państwowego. Białoruski dyktator ogłosił zgromadzonym, że kraj „jest prowokowany”. – Muszę wam to powiedzieć: trzy dni temu, może trochę więcej, była próba uderzenia w obiekty wojskowe na terytorium Białorusi z terytorium Ukrainy. Ale, dzięki Bogu, systemy przeciwlotnicze Pancyr-S1 były w stanie przechwycić wszystkie rakiety wystrzelone przez Siły Zbrojne Ukrainy – mówił Łukaszenka.
Nie podał, gdzie miało dojść do ostrzału, ani nie przedstawił żadnych dowodów. Choć władze Ukrainy nie odnoszą się oficjalnie do tych twierdzeń, tamtejsze media piszą o nich w stanowczym tonie jako o kłamstwie.
Łukaszenka: Na Ukrainie rosną potwory
O tym, że do niczego nie doszło, świadczą też kolejne słowa Łukaszenki. Dyktator zapewniał bowiem, że Białoruś nie chce iść na wojnę z Ukrainą. Dodał jednak, że „Mińsk i Moskwa muszą być gotowe do odpowiedzi na agresywne działania Zachodu w ciągu dnia”.
– Tak samo jak w ubiegłym stuleciu, za tymi procesami stoi ta sama cywilizowana Europa Zachodnia, która najpierw stworzyła potwora zwanego faszystowskimi Niemcami, a potem, aby przetrwać, rzuciła się przeciwko tym, których tak niedawno chciała skrzywdzić. Historia się powtarza. Na Ukrainie rosną potwory – mówił Łukaszenka.
Atak z Białorusi? Lwów szykuje się do możliwej obrony
Na możliwość ataków ze strony Białorusi przygotowuje się Lwów. Burmistrz Andrij Sadowy zwołał spotkanie z udziałem cywilnych i wojskowych władz miasta, by ustalić plan działania w razie napaści. – Rozmawialiśmy o planach obrony oraz o siłach i środkach znajdujących się pod kontrolą miasta – mówił Sadowy. W Lwowie będą prowadzone m.in. dodatkowe szkolenia dla obrony terytorialnej.
Otoczenie prezydenta Zełenskiego i ukraiński MON w czerwcu uspokajały, że prawdopodobieństwo włączenia się Białorusi do wojny po stronie Rosji jest obecnie małe. Rosjanie tak czy inaczej otrzymują wsparcie z Mińska. W minionym tygodniu przeprowadzili ataki rakietowe z terenu Białorusi. Tam mieli także zaplecze logistyczne i wysyłali rannych żołnierzy.
Czytaj też:
Zaskakująca sytuacja na granicy z Białorusią. Ukraińcy przyjrzeli się bliżej. To nie są czołgi