Świat w obliczu kolejnej wojny? „Przewrót pod rosyjską flagą”

Świat w obliczu kolejnej wojny? „Przewrót pod rosyjską flagą”

Spalone samochody przed siedzibą Nigerskiej Partii na rzecz Demokracji i Socjalizmu prezydenta Bazouma
Spalone samochody przed siedzibą Nigerskiej Partii na rzecz Demokracji i Socjalizmu prezydenta Bazouma Źródło:PAP/EPA / Issifou Djibo
Siły szybkiego reagowania, tworzone przez żołnierzy z piętnastu afrykańskich państw, mają być w gotowości do przywrócenia obalonego przez wojskowych prezydenta Nigru. Rządząca od końca lipca junta grozi, że na zewnętrzną interwencję zbrojną odpowie zabiciem przytrzymywanego eksprzywódcy. Zamieszanie w Nigrze z niepokojem obserwują kraje Zachodu. Ręce zacierają za to Rosjanie i dżihadyści. Sytuację w rozmowie z „Wprost” komentuje dr Jędrzej Czerep z  Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Michał Banasiak, „Wprost”: Czy Afryce grozi kolejna wojna? Sąsiedzi Nigru domagają się przywrócenia obalonego prezydenta, junta nie ma zamiaru ustąpić o krok. Znowu pojawia się widmo interwencji zbrojnej.

Dr Jędrzej Czerep, PISM: Sytuacja jest tak dynamiczna, że trudno dziś ze stuprocentowym przekonaniem wskazać konkretny scenariusz.

Wydawało się, że mamy do czynienia z odizolowanym, trochę przypadkowym sporem. Tymczasem przerodził się w pełnowymiarowy przewrót i ogromny kryzys polityczny, w który próbują zaangażować się też liderzy innych państw regionu.

Zaraz po przewrocie ECOWAS, czyli grupa 15 państw zachodniej Afryki, dała juncie ultimatum i zagroziła interwencją zbrojną, jeśli wojskowi nie ustąpią. Ci jednak nie przejęli się groźbami, przeczekali wyznaczony im termin i… nic się nie stało. To był blef?

Wydaje się, że państwa ECOWAS po prostu przeszacowały swoje możliwości wpływu, ale też swoją sprawczość. Sądziły, że uderzą pięścią w stół i junta się wystraszy. A jeśli nie, to rzeczywiście zainterweniują. Tyle tylko, że blok okazał się podzielony i niezdolny do tak szybkiej reakcji. Sparaliżowały go przede wszystkim problemy wewnętrzne poszczególnych państw. Niedawno wybrany prezydent Nigerii próbował przeforsować zgodę na wojskowe wejście do Nigru w swoim parlamencie, ale ma zbyt małe poparcie, by mu się to udało. W krajach ECOWAS nie ma też społecznego poparcia dla interwencji. Są obawy o rozlanie się konfliktu na inne kraje, o napływ uchodźców wojennych z Nigru. Dlatego też z drugiego szczytu z 10 sierpnia, popłynęły sprzeczne sygnały: z jednej strony o rozpoczęciu przygotowań wojskowych, z drugiej o priorytecie dla dyplomacji. Nadzieje budzi zwłaszcza dyplomacja religijna – nigeryjscy przywódcy muzułmańscy mają posłuch i wpływy także w Nigrze.

I obalony prezydent Bazoum, i sąsiedzi Nigru, i Francja, Stany Zjednoczone – wszyscy wydają się zaskoczeni puczem. Nikt nie przewidział, że wojskowi się zbuntują? Nie było ku temu sygnałów?

Wszystko zadziało się bardzo szybko, a prezydent Mohamed Bazoum błędnie odczytał sytuację, w której się znalazł.

W krytycznych godzinach, gdy został otoczony przez swoją kilkusetosobową gwardię, był przekonany, że armia go odbije. Rozmawiał wtedy z Francuzami i Amerykanami tłumacząc, że żołnierze są już w drodze do stolicy i zaraz wszystko się zakończy. Zachód w to uwierzył i nikt nie brał tego przewrotu na poważnie.

Cały wywiad dostępny jest w 34/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.