Za katastrofę serdecznie dziękujemy

Za katastrofę serdecznie dziękujemy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej to dla amerykańskich polityków doskonała okazja na zbicie politycznego kapitału.
Politycy na całym świecie są tacy sami. Mogą mówić w innych językach, ale w głębi duszy niczym się nie różnią. Gdy dochodzi do poważnej katastrofy – huraganu, powodzi, wycieku ropy, pożaru – zachowują się wedle utartych schematów. Ci z obozu rządzącego podkreślają jak dobrze władza radzi sobie z kryzysem i jednocześnie atakują opozycję. Ta z kolei nie pozostawia suchej nitki na rządzących, zapominając co samemu zrobiła (albo czego nie zrobiła) będąc u sterów władzy.   

W przypadku niekończącej się i bardzo wstydliwej sagi pod tytułem „wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej" nie jest inaczej. Faktem jest, że sprawa ta stanowi wielką porażkę administracji Obamy, która nie wie co zrobić. Podobnie było kilka lat temu, kiedy federalna władza była bezradna po uderzeniu w Nowy Orlean huraganu Katrina.

Kandydaci na senatorów i gubernatorów prześcigają się teraz w pomysłach na zwalczenie plamy. Pomysł mądry czy głupi – nieistotne, byle powiedzieć coś o wycieku. Dla polityków opozycyjnej Partii Republikańskiej to doskonała okazja, by skrytykować rząd i pretekst, by Obamie dostało się za reformę systemu opieki społecznej, wojnę w Afganistanie i deficyt. Partia Demokratyczna też nie jest bierna. Zdaniem jej polityków winę za wyciek ropy ponoszą, rzecz jasna, Republikanie.

Katastrofa ekologiczna jest też fantastyczną okazją na promowanie własnego programu. Dla przykładu, demokrata Gary McDowell z Michigan nalega, by zakazać odwiertów na obszarze Wielkich Jezior, by nie stały się one „ofiarą katastrofy jak ta wywołana przez BP". W ten sposób polityk zyskał już dodatkowe poparcie. W wielu miejscach można dopiec politycznemu konkurentowi przypominając mu związki z przemysłem naftowym albo lobbowanie za zgodą na odwierty. Demokrata Robin Carnahan przygotował nawet specjalny film, w którym obraz z Zatoki Meksykańskiej połączył z muzyką rodem z horroru oraz wypowiedziami republikańskiego polityka Roya Blunta.

Andrzejem Lepperem amerykańskiej polityki stał się w ostatnich tygodniach prokurator generalny Bill McCollum. O ile Lepper zyskał popularność na blokadach i protestach, McCollum wykorzystuje swoją funkcję do udzielania porad prawnych biznesmenom dotkniętym wyciekiem. W ten sposób stał się znany i popularny.

Wniosek z tego wszystkiego jest smutny: okazuje się, że wyciek ropy naftowej to dla wszystkich graczy na amerykańskiej scenie politycznej prawdziwy dar od losu. Dzięki niemu zajęcie mają liczni komentatorzy, sławę zyskują eksperci, a politycy otrzymali doskonałą szansę, aby pokazać się w telewizji i prasie. Cóż oni wszyscy by zrobili bez tak wspaniałego kryzysu?