Na zachodzie bez zmian

Na zachodzie bez zmian

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pomimo permanentnego wieszczenia końca ery amerykańskiej dominacji, Stany Zjednoczone ciągle są najpotężniejszym państwem na świecie. Przy mądrej polityce i odrobinie szczęścia mogą nim długo pozostać.
O tym, że potęga Stanów Zjednoczonych chyli się ku upadkowi eksperci piszą już od… zakończenia II wojny światowej. Również po zimnej wojnie niektórzy wręcz prześcigali się w wygłaszaniu opinii, że to koniec amerykańskiej hegemonii. Lata mijają, a końca nie widać. O ile Rosja jest dziś bladym cieniem dawnego Związku Sowieckiego, na znaczeniu straciła Europa, a gospodarczo - Japonia, Stany Zjednoczone, choć mocno poobijane, nadal jakoś się trzymają. To samotna potęga w każdym wymiarze i nawet ci, który jeszcze niedawno wróżyli koniec imperium, musieli przyznać, że żadne państwo nie posiada takiego potencjału jak właśnie Stany Zjednoczone.

Nie sprawdziły się przewidywania końca cyklu amerykańskiego głoszone przez takie sławy jak Alvin Toffler i Arthur Stein. Racji nie mieli również George Modelsky i Immanuel Wallerstein. Nawet ekspert od mocarstw Paul Kennedy, przewidujący koniec Pax Americana, przyznał w końcu, że został zmuszony do „przemyślenia" swych wcześniejszych prognoz i wyraził „nieodparte zdziwienie nad tym, jak jeden naród może tak górować nad pozostałymi kandydatami do hegemonii – posiadając zaledwie 5 procent populacji świata, Stany Zjednoczone są w stanie wytworzyć 30 procent globalnego PKB”.

Kto mógłby zastąpić Amerykanów w roli globalnego hegemona? Ktoś musi, bo zawsze jakieś państwo jest najsilniejsze. Na pewno kandydatem do władania światem nie jest Rosja, która jest co najwyżej mocarstwem regionalnym. Może Chiny? To potęga gospodarcza, ale nie jest liderem w dziedzinie nowoczesnych technologii, nie ma globalnych wpływów gospodarczych i kulturowych oraz nie posiada nowoczesnej armii. Unia Europejska? Co najwyżej w kwestiach gospodarczych. Afryka? To równie absurdalne co stawianie na Brazylię, Turcję, czy egzotyczne duety – japońsko-amerykański, chińsko-amerykański czy chińsko-rosyjski.

Stany Zjednoczone są ciągle jedynym państwem, dysponującym wojskowymi, dyplomatycznymi, politycznymi i gospodarczymi atutami, które pozwalają im na pełnienie roli decydującego gracza w każdym zakątku świata. Choć na horyzoncie pojawiają się potencjalni adwersarze, to amerykańska dominacja wydaje się być wciąż niezagrożona.