Łukaszenka jako bezpodstawne ocenił zarzuty opozycji, że władze przed wyborami podwyższają zarobki, aby przypochlebić się narodowi. Przypomniał, że w ciągu pięciu lat dokonano 18 podwyżek płac. - Zlitujcie się. My już po raz 19. je wprowadzamy. Ludzie wcale nie uważają, że ich ktoś przekupuje. Niepotrzebna mi taka prezydentura, jeśli ludzie będą myśleli, że się do nich przymilamy - powiedział Łukaszenka. Składanie nierealnych obietnic zarzucił opozycjonistom. - Gdy obiecują obniżyć podatki o dziesięć razy, podnieść płace, stypendia - nie trzeba być ekonomistą, żeby zrozumieć gołosłowność tych oświadczeń - powiedział.
Milion brzmi ładnie
- Milion nowych miejsc pracy - to oczywiście ładnie brzmi - dodał, odnosząc się do hasła wyborczego kandydata opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Jarosława Romańczuka. - Tylko, że autorzy takich idei nie mówią, że taki "przyrost" planują kosztem zmniejszenia ilości istniejących miejsc pracy - oświadczył prezydent. Jego zdaniem, białoruska władza "nie buduje zamków na piasku, nie głosi populistycznych haseł, żeby przypodobać się ludziom". - Chciałoby się wszystko zrobić szybciej, zwiększyć płace, stypendia i przydzielić bezpłatnie mieszkania wszystkim, którzy tego potrzebują. Jednak przez wszystkie te lata władza była uczciwa przed narodem i brała na siebie tylko te zobowiązania, o których wiedziała, że może je zrealizować - mówił Łukaszenka.
By żyło się po europejsku
Prezydent Białorusi ocenił, że "wzrostowi gospodarczemu trzeba dać nowy mocny impuls", co według niego oznacza zwiększenie PKB o 170 proc. i o jedną trzecią liczby zmodernizowanych miejsc pracy. - Priorytetowym zadaniem władzy jest to, by jakość życia nie ustępowała poziomowi europejskiemu - dodał. Białoruskie władze wielokrotnie zapowiadały, że do końca tego roku przeciętna pensja w budżetówce wzrośnie do poziomu 500 dolarów z 335 dolarów w 2009 roku. Ekonomiści jednak ostrzegają, że takiemu wzrostowi płac nie towarzyszy wzrost wydajności i w sytuacji, w której nie są znane przyszłoroczne ceny na surowce energetyczne importowane z Rosji, białoruski budżet może temu nie podołać. Zapowiedzi radykalnych podwyżek płac skrytykował również Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Białoruscy politolodzy oceniają, że takie zapowiedzi to element kampanii przedwyborczej.
zew, PAP