Kraje zachodnie apelują do władz Birmy o uwolnienie ponad 2 tys. więźniów politycznych oraz pojednanie z Aung San Suu Kyi, która przewodzi Narodowej Lidze na rzecz Demokracji (NLD). Partia ta dostała najwięcej głosów w wyborach w 1990 roku, ale nie została dopuszczona do władzy. NLD zbojkotowała listopadowe wybory, mówiąc, że rządzące nimi zasady były niesprawiedliwe. Wunna Maung Lwin nie podał żadnych szczegółów dotyczących planowanej amnestii, poza tym, że ogłoszona zostanie "we właściwym czasie w najbliższej przyszłości". Wspomniał o wcześniejszej amnestii ogłoszonej przez prezydenta kraju, na mocy której na wolność wyszło w czerwcu 20 tys. więźniów. Zachód był jednak zawiedziony, gdyż wśród uwolnionych było zaledwie kilkudziesięciu więźniów politycznych.
Organizacje praw człowieka pozostają sceptyczne w stosunku do zmian zachodzących w Birmie i wzywają do zbadania sprawy domniemanych zbrodni wojennych w kraju przez międzynarodową komisję pod wodzą ONZ. "Minister spraw zagranicznych Birmy byłby bardziej przekonujący, gdyby rząd uwolnił wszystkich więźniów politycznych i uznał odpowiedzialność sił bezpieczeństwa za brutalne potraktowanie mnichów i pokojowych manifestantów dokładnie cztery lata temu" - napisała w e-mailu przedstawicielka Human Rights Watch w Azji, Elaine Pearson.
We wrześniu 2007 roku birmańskie wojsko stłumiło masowe protesty na rzecz demokracji, na czele których stali buddyjscy mnisi. Uważa się, że zginęło wówczas kilkadziesiąt osób, a wiele innych trafiło do więzień - pisze agencja Associated Press. 26 września aktywiści prodemokratyczni przetestowali deklarowaną tolerancję rządu dla opozycji, gdy zebrali się w jednym z głównych miast Birmy - Rangunie - by uczcić rocznicę wydarzeń z 2007 roku. Zezwolono im na zgromadzenie się w centrum, ale w innych częściach miasta byli nękani.
zew, PAP