"Potężni z Wall Street nie pomogą, ludzie to wiedzą"

"Potężni z Wall Street nie pomogą, ludzie to wiedzą"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Newt Gingrich prosi o wsparcie (fot. EPA/ERIK S. LESSER/PAP)
Zwycięzca sobotnich prawyborów republikańskich w Karolinie Południowej Newt Gingrich stara się iść za ciosem. Wezwał Amerykanów do poparcia go w walce o nominację prezydencką i wpłat donacji na jego kampanię wyborczą.
Były przewodniczący Izby Reprezentantów, który w latach 90. jako lider Partii Republikańskiej (GOP) w Kongresie doprowadził do przejęcia przez nią większości w obu izbach, zdecydowanie wygrał prawybory w Karolinie Południowej, choć dysponował dużo mniejszymi funduszami na kampanię, niż faworyzowany przez partyjne elity Mitt Romney.

Gingrich prowadzi swoją kampanię kreując się na outsidera zwalczanego przez republikański establishment popierający Romneya, byłego gubernatora Massachusetts. Ten ostatni uchodzi za bardziej "wybieralnego" w konfrontacji z ubiegającym się w tym roku o reelekcję prezydentem Barackiem Obamą. Wybory prezydenckie odbędą się w USA w listopadzie.

- Ludzie mają po prostu dość mówienia im co mają myśleć i co wolno im mówić. Kiedy patrzą na potężnych facetów z Wall Street, na Waszyngton, wiedzą, że nie otrzymają od nich żadnej pomocy i myślę, że ta przepaść wywołuje prawdziwy gniew przeciw establishmentowi - powiedział były szef Izby Reprezentantów w wywiadzie dla telewizji NBC w programie "Meet the Press".

W sobotę, wkrótce po ogłoszeniu wyników w Karolinie Południowej, setki tysięcy ludzi - w tym korespondent PAP w Waszyngtonie - dostali e-maile ze sztabu Gingricha z prośbą o datki wyborcze. Finansowa przewaga Romneya umożliwi publikowanie w mediach na Florydzie, gdzie za dziewięć dni odbędą się następne prawybory, licznych ogłoszeń przedwyborczych agitujących za jego kandydaturą. Oczekuje się, że będą one atakowały Gingricha wypominając mu m.in. jego odejście z Kongresu pod presją oskarżeń o wykroczenia etyczne, a także kontrowersje związane z jego dwoma rozwodami. Gingrich liczy jednak, że zbiórka funduszy w internecie - do czego zwykle odwołują się kandydaci, którzy nie mają poparcia kierownictw swoich partii jak Barack Obama na początku 2008 roku - pozwoli mu zniwelować finansową przewagę Romneya.

zew, PAP