Clinton przypomina Chińczykom o prawach człowieka

Clinton przypomina Chińczykom o prawach człowieka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Hillary Clinton i Hu Jintao (fot. EPA/ADRIAN BRADSHAW/PAP)
Sekretarz stanu USA Hillary Clinton zaapelowała do władz chińskich o poszanowanie praw człowieka, respektowanie "godności" i "aspiracji" swoich obywateli. Szefowa amerykańskiej dyplomacji uczestniczyła w Pekinie w inauguracji Strategicznego i Gospodarczego Dialogu USA-Chiny. Hillary Clinton, jak oceniają obserwatorzy, nawiązała, choć nie wprost, do głośnej w ostatnich dniach sprawy chińskiego dysydenta Chen Guanchenga. Z kolei prezydent Chin Hu Jintao powiedział, że USA i Chiny powinny nawzajem się szanować, mimo różnicy zdań, i nie narażać na szwank wspólnych interesów.
Niewidomy chiński dysydent Chen Guangcheng, który po sześciu dniach pobytu w ambasadzie USA w Pekinie opuścił ją 2 maja i został przewieziony do jednego ze stołecznych szpitali, powiedział w rozmowach telefonicznych z zachodnimi mediami, że obawia się o swoje życie i chcę wyjechać z Chin. Dysydent przyznał, że władze Stanów Zjednoczonych "zawiodły go", że  jest rozczarowany i czuje się oszukany. Dodał, że amerykańscy dyplomaci namawiali go do opuszczenia ambasady i obiecali, że będą przy nim w  szpitalu. - Gdy tylko dotarłem do szpitala, okazało się, że jestem tam sam - powiedział Chen w rozmowie ze stacją CNN.

W zeszłym tygodniu 40-letni Chen - prawnik samouk - uciekł z aresztu domowego i schronił się w ambasadzie USA. 2 maja opuścił amerykańską placówkę, a ambasador USA w Pekinie Gary Locke eskortował go do  szpitala, gdzie dysydent miał się spotkać z żoną dziećmi.

Chen, który stracił wzrok na skutek przebytej w dzieciństwie choroby, przebywał przez półtora roku w areszcie domowym w miejscowości Donshigu w prowincji Szantung we wschodnich Chinach. Dysydent spędził cztery lata w więzieniu za ujawnienie przymusowych aborcji i sterylizacji w  wiejskiej społeczności, z której pochodził. Po uwolnieniu lokalne władze umieściły go w areszcie domowym, choć nie było ku temu żadnych podstaw prawnych.

PAP, arb