"To jeszcze nie koniec rewolucji w Egipcie"

"To jeszcze nie koniec rewolucji w Egipcie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Połowa Egipcjan nie pofatygowała się do urn (fot. PAP/EPA/KHALED ELFIQI) 
- Ponad połowa głosujących w pierwszej turze wyborów prezydenckich w Egipcie wybrała kandydatów utożsamianych z rewolucją. Problem w tym, że ich głosy podzieliły się na kilku kandydatów, więc są pozbawioną głosu większością - oceniają eksperci.
Według nieoficjalnych wyników, do drugiej tury przeszli kandydat islamistów Mohamed Mursi i ostatni premier obalonego w ubiegłym roku Hosniego Mubaraka, Ahmed Szafik. Zdobyli oni po ponad 5 mln głosów, co na ok. 50 mln uprawnionych do głosowania wydaje się umiarkowanym wynikiem i słabą legitymacją do rządzenia krajem. Na trzecim miejscu, kilka punktów za Szafikiem, uplasował się lewicowy polityk Hamdin Sabahi. Jego dobry wynik zaskoczył większość komentatorów.

Kolejną niespodzianką była słaba frekwencja wyborcza; według wstępnych szacunków internetowego wydania dziennika "Ahram", oscylowała wokół 42 proc. - Spodziewaliśmy się, że w kraju przechodzącym transformację ustrojową, podekscytowanym zachodzącymi zmianami, do urn pójdzie około 70 proc. wyborców - zwrócił uwagę Khaled Elgindy z Brookings Institute. Niską frekwencję tłumaczył m.in. słabym przygotowaniem kandydatów i zniechęceniem wyborców wobec postępującej polaryzacji sceny politycznej. Dodał, że egipskie społeczeństwo jest bardzo płynne w swoich poglądach i te wybory oddają jedynie chwilowy nastrój, a nie stałe sympatie polityczne.

Elgindy nie zgadza się z opinią wielu dziennikarzy i obserwatorów, którzy przekreślili dokonania egipskiej rewolucji. - Wbrew temu, co piszą media, wyniki wyborów nie oznaczają, że rewolucji nie było albo że to jej koniec - powiedział.

Komentator obwinił obóz lewicy i liberałów o to, że byli podzieleni i politycznie słabo zorganizowani. - Zwolennicy rewolucji oddali w sumie ponad 50 proc. głosów na różnych kandydatów: Sabahiego, Abula Fotuha (niezależny kandydat, którego określa się jako postępowego islamistę - red.), a nawet Amra Musę (były szef Ligi Arabskiej i egipskiego MSZ). Są więc pozbawioną głosu większością - podkreślił Elgindy.

Politolog z Uniwersytetu Amerykańskiego w Kairze, prof. Nadine Sika zwróciła uwagę na to, że Bractwo Muzułmańskie straciło wiele głosów w porównaniu z wyborami parlamentarnymi. Co więcej słabo wypadli w miejscach uważanych za ich bazę, np. w Aleksandrii czy w dzielnicy Kairu, Imababie, gdzie wygrał Hamdin Sabahi. Spadek popularności Bractwa Muzułmańskiego Elgindy wyjaśnia tym, że wielu Egipcjan, choć podziela wartości Bractwa, to nie chce, by jedna formacja kontrolowała i parlament, i urząd prezydenta".

Niepokojący jest również fakt, że obaj kandydaci, którzy zmierzą się w drugiej turze, mają za sobą potężne organizacje - armię i Bractwo Muzułmańskie. Bez względu na to, który z nich wygra, proces transformacji ustrojowej ucierpi. - Tak wojsko, jak i Bractwo będą starały się wpływać pozakonstytucyjnymi środkami na sytuację polityczną w kraju, wykorzystując do tego urząd prezydenta - ostrzegła prof. Sika.

zew, PAP