Od 2010 r. polska polityka wschodnia jest pasmem porażek i kompromitacji. Złą passę już wcześniej rozpoczął co prawda Donald Tusk, odwiedzając Władimira Putina w szczycie jego kampanii wyborczej czy uśmiechając się do niego po skandalicznym przemówieniu na Westerplatte. Wówczas dialog z przywódcami państw leżących między Polską a Rosją prowadził jednak prezydent Lech Kaczyński i nasz kraj budził nadzieję przynajmniej u części przywódców dawnego komunistycznego bloku.
Po katastrofie smoleńskiej Polska przestała mieć na Wschodzie cokolwiek do powiedzenia. Najboleśniej zobaczyliśmy to, gdy nasz kraj został pominięty przy ustalaniu warunków porozumienia między Rosją i Ukrainą. Polityków z Warszawy nie tylko nikt na rozmowy do Mińska nie zaprosił, ale Kijów nie prowadził z naszą dyplomacją choćby nieformalnych konsultacji w sprawie porozumienia. Przełomu w polityce wschodniej nie dokonała na razie także ekipa PiS. W exposé premier Beata Szydło o Ukrainie nawet nie wspomniała, a minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski zajęty prostowaniem własnych wpadek w ogóle o Wschodzie nie mówi. Z przywódcami państw międzymorza rozmawia co prawda prezydent Andrzej Duda, ale kieruje się bardziej na południe niż na wschód. Paradoksalnie jedynym Polakiem, który może dziś odegrać znaczącą rolę w ukraińskiej polityce stał się Leszek Balcerowicz. Został członkiem tamtejszego rządu i jako przedstawiciel prezydenta Petra Poroszenki będzie członkiem specjalnego zespołu zagranicznych doradców. Oczywiście jego rola będzie zależała od zaangażowania i możliwości działania. Znając temperament Leszka Balcerowicza, można sądzić, że wkrótce na Ukrainie będzie o nim głośno. Po pierwsze ze względu na zdecydowane poglądy, po drugie z powodu apodyktycznego charakteru i małej odporności na krytykę. Może to nie są najlepsze cechy do tego, by odbudowywać pozycję Polski na Ukrainie, ale to on stał się dziś tam poważnym graczem.
Archiwalne wydania Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze
Nie wiem, na co liczymy.Wroga propaganda, burzenie pomników, zakaz wjazdu dla pokojowo nastawionych członków klubu motocyklowego i broń cięższego kalibru- oskarżenie o zamach, kiedyś mogą nam się odbić czkawką.A końca tej idiotycznej polityki nie widać.
I jeszcze pytanie. Od kiedy Ukraina jest naszym największym przyjacielem na wschodzie? Oni by nie mieli najmniejszych skrupułów, żeby nas zniszczyć.Nie podlizujmy się komuś, kto nas, delikatnie mówiąc, nie lubił i nie lubi.