Przegrywamy bitwę o pamięć

Przegrywamy bitwę o pamięć

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co piąty Polak wierzy, że to był zamach. Że 96 ważnych dla Polski ludzi zginęło, bo ktoś tak chciał. Mało? Dużo? To nawet nie wszyscy wyborcy Prawa i Sprawiedliwości – odpowiada poseł Platformy Obywatelskiej. To przerażająco dużo – podpowiada zdrowy rozsądek. Przerażająco, bo w dostępnych materiałach nie ma śladu, najdrobniejszego tropu, skrawka tej smoleńskiej rzeczywistości, który pozwalałby na tak dramatyczne oskarżenie.
Platforma uznała, że dyskusja z chorą wyobraźnią nie ma sensu. Że spiskowe teorie trzeba zostawić paranoikom. Albo tym, którzy nie mają złych intencji, ale u których autentyczne i uzasadnione emocje, ból, są silniejsze niż jakakolwiek wiedza. Więc dyskusji nie podejmuje. Ktoś powie: i dobrze, przecież z tym rozsądnie polemizować nie sposób. Źle – mówi kto inny. Trzeba dać odpór takim bzdurom, raz na zawsze przerwać ten obłęd.

Problem tymczasem jest zupełnie gdzie indziej. Na naszych oczach bez przeszkód hula smoleńskie kłamstwo. Nie to, o którym piszą na transparentach demonstranci sprzed Pałacu Prezydenckiego. Inne. Urągające przyzwoitości, zostawiające większość rodzin ofiar samym sobie. Dwa lata temu państwo dało wsparcie tym, którzy na Siewiernym stracili najbliższych. Lepiej, gorzej, ale pokazywało, że w obliczu takiej tragedii nie są sami. Że ktoś ich otacza opieką. Jasne, że były zacięcia. Zgrzyty, błędy... Były, bo być musiały. Nikt wcześniej nie został postawiony w obliczu aż takiej próby. Dziś rodziny zostają same. We wtorkowy wieczór wiele z nich z osłupieniem patrzyło, jak kłamstwo hula po Krakowskim Przedmieściu, i nie było nikogo, kto w imieniu państwa powiedziałby: nie. Twarze, na których bezradność mieszała się z bólem wspomnień i obrazów — taty, mamy, żony czy męża — była dramatycznie smutnym oskarżeniem wobec tych, którzy uznali, że wygodniej milczeć.

Prokurator generalny, tolerujący u podwładnych dzielenie się z opinią publiczną smaczkami tego czy tamtego śledztwa, tu nie wzywa nikogo i nie mówi: racja stanu wymaga, by rzetelnie informować. Zamiast tego wysyła przed kamery miłego człowieka w mundurze, który zza okularów beznamiętnie cytuje kodeksowe formułki, znane na pamięć studentom drugiego roku prawa. Powtarza frazesy, które zderzone ze słowami: zamach, śmierć, obezwładnienie, celowa robota, spisek, brzmią jak mamrotanie pod nosem jakichś zaklęć. Nikt tego nie słucha, bo działają lepiej niż środek nasenny. Nie ma sensownej polityki informacyjnej, nie ma jasnego, czytelnego przekazu. Nikt nie walczy, by racja zwyciężyła nad bełkotem.

Milczy Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Zamiast do znudzenia powtarzać swoje rzeczowe i beznamiętne ustalenia, uznała robotę za zakończoną. Przecież wygodniej się w to dalej nie mieszać. A kto wie, jaki będzie wynik kolejnego rozdania, po co się narażać, w końcu to państwowa komisja. Czyli partyjna, bo to partie rządzą w państwie. Więc jeśli wiatr zawieje z innej strony... I tak państwo przegrywa z partią.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że władza postanowiła zostawić to dziennikarzom. Skoro tamta strona ma swoje media, gotowe cytować każdą bzdurę, byle pochodziła z właściwej strony, to my umywamy ręce. Niech się inni zajmą mówieniem, jak było naprawdę.

Gdy w końcu przyszła refleksja, że może jednak warto coś zrobić, kiedy premier wyszedł wreszcie na mównicę i powiedział to, co trzeba w takiej sytuacji powiedzieć – instytucje państwa były trzy długości za ludźmi Macierewicza. I tak grzebana była szansa, by to szaleństwo zatrzymać.

Przegrywamy bitwę o pamięć. Jeśli nikt nie spróbuje powiedzieć „stop", za dwa lata w zamach będzie wierzyła połowa Polaków. Proste recepty na skomplikowaną rzeczywistość zawsze miały u nas wzięcie. To będzie kolejna katastrofa...

Więcej możesz przeczytać w 16/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.