Dostaje pani telefon o znalezieniu zwłok i jedzie na miejsce zdarzenia. Od czego zaczyna się tam pracę?
Monika Całkiewicz: Od zakreślenia obszaru oględzin. Na przykład mieszkanie to teoretycznie wymarzone miejsce poszukiwań. Zamknięte pomieszczenie, więc zakres prac wydaje się ograniczony. Ale przecież sprawca musiał jakoś wejść do tego mieszkania i po drodze też zostawiał ślady. Warto zbadać klatkę schodową. Nawet jeśli zabójstwo jest zaplanowane, sprawca jest bardziej czujny w mieszkaniu, w którym dochodzi do zbrodni, ale mniej ostrożny, zanim do niego wejdzie. Dziwnie wyglądałby ktoś wchodzący na klatkę schodową w środku lata w rękawiczkach. Jest więc szansa, że zostawi odciski palców na drzwiach czy poręczy przy schodach.
Czego policjanci nie powinni robić na miejscu zdarzenia?
Przede wszystkim nie wolno zadeptać śladów. Dlatego na początku trzeba wyznaczyć sobie drogę, którą wszyscy będą chodzić. Jeśli do mieszkania wejdą choćby tylko trzy osoby, czyli technik kryminalistyki, protokolant i prokurator, to chodząc bezładnie, zadepczą wszystkie ślady: butów, które może zbadać później traseolog, biologiczne czy zapachowe. Procedury mówią o dwóch podstawowych etapach działania: statycznym i dynamicznym. W pierwszym nie dotykamy niczego, tylko szukamy śladów. W drugim mamy już je wytypowane i przystępujemy do ich zabezpieczania .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.