Skoro górnicy sami się wystrzelali, to tort sam się rzucił”. W zasadzie w tym miejscu można by postawić kropkę, kwitując słowa Zygmunta Miernika: w punkt.
Można by, gdyby nie dwa zarzuty, które usłyszał w piątek opozycjonista Zygmunt Miernik. Od tej chwili powinien już być zresztą Zygmuntem M. Za „znieważenie funkcjonariusza publicznego” i „naruszenie nietykalności cielesnej w czasie pełnienia obowiązków” grozi mu kara do trzech lat więzienia. Funkcjonariusz publiczny został znieważony i cieleśnie zaatakowany tortem. Choć tort to nie czerwona farba ani nawet nie jajka, funkcjonariusz publiczny nawet piórkiem cieleśnie atakowany być nie powinien. Nie należy więc pochwalać takiego uczynku. Prawo zostało złamane, wyrok wyda sąd.
Ale przy okazji może należy zadać sobie inne pytanie. Co grozi za znieważenie tysięcy opozycjonistów wyrokiem sądu w sprawie gen. Czesława Kiszczaka? Za znieważenie prawdy historycznej i poczucia przyzwoitości wobec kolejnych pokoleń? Sędzia uznała, że trzeba zawiesić proces Kiszczaka dotyczący przyczynienia się do śmierci górników kopalni Wujek. Dlaczego? Bo Kiszczakowi zdrowie nie dopisuje. Może czas wreszcie na proste prawdy. Zły stan zdrowia nie przeszkadza osądzić czynów sprzed 32 lat. Osądzić to nie znaczy od razu karać więzieniem. W wymiarze historycznym średnio obchodzi mnie stan zdrowia Kiszczaka. Ale obchodzi mnie wymiar symboliczny i prawda. Taki wyrok to kpina, kolejna już w ostatnich tygodniach w wydaniu wymiaru sprawiedliwości przy osądzaniu byłych oprawców z czasów PRL.
I dawno już żadne słowa tak nie obnażyły sędziowskiego relatywizmu, niemocy czy wręcz historycznego analfabetyzmu, jak stwierdzenie Miernika, że tort sam się rzucił.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.