14 marca kanclerz Niemiec Gerhard Schröder wygłosił przemówienie, w którym naszkicował plan ratowania niemieckiej gospodarki przed upadkiem.
Kevin A. Hassett
ekspert American Enterprise Institute
Był to gorący apel o kontynuację obrony niemieckich proletariuszy przed szkodliwymi skutkami kapitalizmu. "W związku z obowiązywaniem prawa dżungli i przyjmowaniem oraz zwalnianiem z pracy jak popadnie nasz kraj nie stał się silny ekonomicznie" - grzmiał kanclerz. W istocie dla Schrödera nie ma wydatków budżetowych zasługujących na cięcia, dotyczy to nawet hojnych wydatków na usługi stomatologiczne. "Nie chcę powrotu do czasów, gdy na podstawie stanu uzębienia człowieka można ocenić jego zamożność" - oświadczył.
Saddam Chirac
Przemówienie kanclerza zostało wygłoszone w szczytowym momencie napięcia w stosunkach niemiecko-amerykańskich. Jego treść najlepiej tłumaczy zdumiewającą siłę opozycji "starej Europy" wobec USA. Prezydent Chirac jeździł do niedawna po świecie, by werbować przeciwników Ameryki. Jego kołtuńskie i złośliwe działania nie mogłyby być bardziej bezczelne, gdyby Francję łączył sojusz wojskowy z Irakiem. Rodzi się więc pytanie, dlaczego Chirac i Schröder zachowują się, jakby nas, Amerykanów, nienawidzili?
Analiza filozofii gospodarki różnych państw sugeruje, że u podstaw tego konfliktu tkwi coś, co jest zakorzenione głębiej, niż można sądzić - w walce, jaką toczą z sobą lewica i prawica. Europa jest dziś podzielona. Niektóre kraje, zwłaszcza Wielka Brytania i Hiszpania, udzielają Stanom Zjednoczonym wsparcia, zaś Francja, Niemcy i Belgia tego nie robią. Co najsilniej łączy pozostających w opozycji wobec USA? Godzinami na ten temat mogliby dyskutować politolodzy, ale nie ekonomiści.
Z ekonomicznego punktu widzenia istnieje znacząca różnica między krajami wspierającymi USA a tymi, które tego nie czynią. Gospodarka tych drugich od długiego czasu znajduje się w opłakanym stanie. Można im wymyślać od gnid, ale zapewne bardziej precyzyjne jest inne obraźliwe określenie: "oś nieudaczników". W ostatnim dziesięcioleciu średnie roczne tempo wzrostu PKB w krajach Europy Zachodniej udzielających Ameryce wsparcia wynosiło 3 proc. W tych, które są jej przeciwne, tylko 1,9 proc. W 2002 r. średnia roczna stopa bezrobocia w pierwszej grupie wynosiła 6,1 proc. a w drugiej aż 8,1 proc.
"Stara Europa" Gramsciego
Kraje przeciwne Ameryce mają rozbudowany aparat rządzenia, pochłaniający przeciętnie 46,4 proc. PKB. W państwach wspierających USA te wydatki są o 15 proc. mniejsze. Ponadto gospodarka naszych przeciwników jest w dużym stopniu regulowana, a ich rządy łączy bliska więź z dużymi i wpływowym związkami zawodowymi. Na przykład w Niemczech zwolniony z pracy może podać do sądu byłego pracodawcę. Otrzymuje też zasiłek dla bezrobotnych przez 32 miesiące. Trudno się więc dziwić, że bezrobocie przekracza tam 11 proc.
Być może w gospodarczej stagnacji państw tworzących "oś nieudaczników" najbardziej niezwykłe jest to, że ta sytuacja trwa tak długo, nie wywołując rozruchów politycznych. Udaje się tego dokonać, powtarzając ludziom, jaki straszny los czeka kraje kapitalistyczne nie kierujące się "zasadą sprawiedliwości społecznej". Jak wynika z przemówienia Schrödera, "stara Europa" przyjęła wykładnię kapitalizmu włoskiego marksisty Antonia Gramsciego. Postrzegał on liberalną demokrację i kapitalizm jako formację ustrojową, której przeznaczeniem jest przynosić korzyści uprzywilejowanym kosztem uciskanych.
Zgodnie z tą wykładnią uprzywilejowani sprawują nad uciskanymi kontrolę dzięki stosowaniu indoktrynacji, to znaczy wpajają im system przekonań wzmacniających ucisk. Toteż pierwszym i zasadniczym krokiem prowadzącym do osiągnięcia sprawiedliwości społecznej jest zniszczenie tego kapitalistycznego systemu przekonań, co umożliwi zwalczenie poglądu, że kapitalizm, jaki występuje w Ameryce, może być sprawiedliwy.
Kowbojski kapitalizm
Gdy nakłania się "starych Europejczyków" do porzucenia koncepcji państwa opiekuńczego, odmawiają. Ripostują, że jest rzeczą niemoralną narażać biednych proletariuszy (jak robi się to w USA) na skutki obowiązywania prawa dżungli. Z pewnością, argumentują, kapitalistyczni kowboje mają wyższy wzrost gospodarczy, ale w ich społeczeństwie panuje tak rażąca niesprawiedliwość, że nieuchronnie straci ono stabilność. I w końcu uciskani obywatele amerykańscy powstaną przeciw rodzimym kapitalistom, jak kiedyś francuscy chłopi powstali przeciw uciskającej ich monarchii. Konflikt Ameryki z Al-Kaidą i Irakiem pojawił się, twierdzą, z winy Amerykanów, bo gdybyśmy się bardziej troszczyli o sprawiedliwość społeczną, a mniej zajmowali rozprzestrzenianiem kapitalizmu na świecie, nie zaatakowaliby nas biedni, urażeni terroryści.
Wszelkie dane podważają jednak pogląd, że socjalizm pomaga biednym. Xavier Sala-i-Martin, ekonomista z Uniwersytetu Columbia, odkrył, że rozprzestrzenianie się kapitalizmu jest ważnym czynnikiem zmniejszającym ubóstwo. Takie dobrze udokumentowane poglądy docierają też do wyborców, nawet w "starej Europie". Z sondaży wynika, że wskaźniki poparcia dla Schrödera zbliżają się do wskaźników popularności Jeffreya Dahmera. Zwolennicy filozofii Gramsciego mają jednak jeszcze jeden, ostatni argument. Jeśli w końcu kapitalizm doprowadzi do rozruchów politycznych, być może ewentualne wrzenie na Bliskim Wschodzie potwierdzi, że mieli słuszność. Problemem jest to, że przestrzeń między filozofią europejskich socjalistów, która poniosła klęskę, a śmietnikiem historii wypełniają tylko terroryzm i chaos.
ekspert American Enterprise Institute
Był to gorący apel o kontynuację obrony niemieckich proletariuszy przed szkodliwymi skutkami kapitalizmu. "W związku z obowiązywaniem prawa dżungli i przyjmowaniem oraz zwalnianiem z pracy jak popadnie nasz kraj nie stał się silny ekonomicznie" - grzmiał kanclerz. W istocie dla Schrödera nie ma wydatków budżetowych zasługujących na cięcia, dotyczy to nawet hojnych wydatków na usługi stomatologiczne. "Nie chcę powrotu do czasów, gdy na podstawie stanu uzębienia człowieka można ocenić jego zamożność" - oświadczył.
Saddam Chirac
Przemówienie kanclerza zostało wygłoszone w szczytowym momencie napięcia w stosunkach niemiecko-amerykańskich. Jego treść najlepiej tłumaczy zdumiewającą siłę opozycji "starej Europy" wobec USA. Prezydent Chirac jeździł do niedawna po świecie, by werbować przeciwników Ameryki. Jego kołtuńskie i złośliwe działania nie mogłyby być bardziej bezczelne, gdyby Francję łączył sojusz wojskowy z Irakiem. Rodzi się więc pytanie, dlaczego Chirac i Schröder zachowują się, jakby nas, Amerykanów, nienawidzili?
Analiza filozofii gospodarki różnych państw sugeruje, że u podstaw tego konfliktu tkwi coś, co jest zakorzenione głębiej, niż można sądzić - w walce, jaką toczą z sobą lewica i prawica. Europa jest dziś podzielona. Niektóre kraje, zwłaszcza Wielka Brytania i Hiszpania, udzielają Stanom Zjednoczonym wsparcia, zaś Francja, Niemcy i Belgia tego nie robią. Co najsilniej łączy pozostających w opozycji wobec USA? Godzinami na ten temat mogliby dyskutować politolodzy, ale nie ekonomiści.
Z ekonomicznego punktu widzenia istnieje znacząca różnica między krajami wspierającymi USA a tymi, które tego nie czynią. Gospodarka tych drugich od długiego czasu znajduje się w opłakanym stanie. Można im wymyślać od gnid, ale zapewne bardziej precyzyjne jest inne obraźliwe określenie: "oś nieudaczników". W ostatnim dziesięcioleciu średnie roczne tempo wzrostu PKB w krajach Europy Zachodniej udzielających Ameryce wsparcia wynosiło 3 proc. W tych, które są jej przeciwne, tylko 1,9 proc. W 2002 r. średnia roczna stopa bezrobocia w pierwszej grupie wynosiła 6,1 proc. a w drugiej aż 8,1 proc.
"Stara Europa" Gramsciego
Kraje przeciwne Ameryce mają rozbudowany aparat rządzenia, pochłaniający przeciętnie 46,4 proc. PKB. W państwach wspierających USA te wydatki są o 15 proc. mniejsze. Ponadto gospodarka naszych przeciwników jest w dużym stopniu regulowana, a ich rządy łączy bliska więź z dużymi i wpływowym związkami zawodowymi. Na przykład w Niemczech zwolniony z pracy może podać do sądu byłego pracodawcę. Otrzymuje też zasiłek dla bezrobotnych przez 32 miesiące. Trudno się więc dziwić, że bezrobocie przekracza tam 11 proc.
Być może w gospodarczej stagnacji państw tworzących "oś nieudaczników" najbardziej niezwykłe jest to, że ta sytuacja trwa tak długo, nie wywołując rozruchów politycznych. Udaje się tego dokonać, powtarzając ludziom, jaki straszny los czeka kraje kapitalistyczne nie kierujące się "zasadą sprawiedliwości społecznej". Jak wynika z przemówienia Schrödera, "stara Europa" przyjęła wykładnię kapitalizmu włoskiego marksisty Antonia Gramsciego. Postrzegał on liberalną demokrację i kapitalizm jako formację ustrojową, której przeznaczeniem jest przynosić korzyści uprzywilejowanym kosztem uciskanych.
Zgodnie z tą wykładnią uprzywilejowani sprawują nad uciskanymi kontrolę dzięki stosowaniu indoktrynacji, to znaczy wpajają im system przekonań wzmacniających ucisk. Toteż pierwszym i zasadniczym krokiem prowadzącym do osiągnięcia sprawiedliwości społecznej jest zniszczenie tego kapitalistycznego systemu przekonań, co umożliwi zwalczenie poglądu, że kapitalizm, jaki występuje w Ameryce, może być sprawiedliwy.
Kowbojski kapitalizm
Gdy nakłania się "starych Europejczyków" do porzucenia koncepcji państwa opiekuńczego, odmawiają. Ripostują, że jest rzeczą niemoralną narażać biednych proletariuszy (jak robi się to w USA) na skutki obowiązywania prawa dżungli. Z pewnością, argumentują, kapitalistyczni kowboje mają wyższy wzrost gospodarczy, ale w ich społeczeństwie panuje tak rażąca niesprawiedliwość, że nieuchronnie straci ono stabilność. I w końcu uciskani obywatele amerykańscy powstaną przeciw rodzimym kapitalistom, jak kiedyś francuscy chłopi powstali przeciw uciskającej ich monarchii. Konflikt Ameryki z Al-Kaidą i Irakiem pojawił się, twierdzą, z winy Amerykanów, bo gdybyśmy się bardziej troszczyli o sprawiedliwość społeczną, a mniej zajmowali rozprzestrzenianiem kapitalizmu na świecie, nie zaatakowaliby nas biedni, urażeni terroryści.
Wszelkie dane podważają jednak pogląd, że socjalizm pomaga biednym. Xavier Sala-i-Martin, ekonomista z Uniwersytetu Columbia, odkrył, że rozprzestrzenianie się kapitalizmu jest ważnym czynnikiem zmniejszającym ubóstwo. Takie dobrze udokumentowane poglądy docierają też do wyborców, nawet w "starej Europie". Z sondaży wynika, że wskaźniki poparcia dla Schrödera zbliżają się do wskaźników popularności Jeffreya Dahmera. Zwolennicy filozofii Gramsciego mają jednak jeszcze jeden, ostatni argument. Jeśli w końcu kapitalizm doprowadzi do rozruchów politycznych, być może ewentualne wrzenie na Bliskim Wschodzie potwierdzi, że mieli słuszność. Problemem jest to, że przestrzeń między filozofią europejskich socjalistów, która poniosła klęskę, a śmietnikiem historii wypełniają tylko terroryzm i chaos.
Więcej możesz przeczytać w 16/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.